Znów dzień za dniem, umiera słodki sen,
Żegnając go już wiem, że byłaś tu…
O krok tak blisko, obok mnie tuż, tuż,
I dziś rozumiem to już…
W moich ramionach, pozostań i tańcz…
O krok tak blisko szczęśliwy koniec jest,
Lecz jak uwierzyć w taki bajki kres…
Że mnie i ciebie nie dzieli siedem mórz.
Od dziś, o krok, tuż, tuż…
- To ja, Harry. Alex. Wypaliłam, a łzy pociekły ciurkiem po moich policzkach. Wściekłość mieszała mi się z bezradnością, byłam całkowicie rozbita emocjonalnie. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy po mojej głowie zaczęły tańczyć czarne myśli "Powiedziałaś mu. Nie mogłaś." Powiedziałam. Powiedziałam, bo nie wytrzymałam. Nikt normalny by tego nie zniósł, a ja i tak dawałam radę długo. Sądziłam, że wytrwam chociaż do końca miesiąca, jednak to co Harry mówił wbijało mi nóż w plecy. Co nie zmienia faktu, że popełniłam największy błąd swojego życia. Albo żyć. Zresztą, to teraz nieważne. Wrócę do Nieba.
To koniec. Koniec wszystkiego.
Cała nadzieja na zostanie na tym świecie wyparowała ze mnie w ciągu kilku sekund. Spojrzałam na Harry'ego, który w milczeniu analizował wszystko, co mu powiedziałam. Jego kamienna twarz nie pozwalała mi wyczytać żadnych emocji.
- Miałam miesiąc. Cholerny miesiąc na to, abyś się domyślił lub zakochał we mnie jako Julie. Nie mogłam pisnąć ani słowa... - Wyszeptałam i spuściłam głowę. Kątem oka zauważyłam, jak ruchy jego klatki piersiowej zwiększyły tempo.
- Ale jak widzisz, nie podołałam. Teraz za karę wracam tam, skąd przyszłam z powrotem do ciebie. Do Nieba. - Powiedziałam, jednak w połowie zdania głos mi się załamał. Tego wszystkiego było za dużo. Harry zamknął oczy i wypuścił ze świstem powietrze. Jego ręce drżały, prawie upuścił telefon, który trzymał w dłoni.
- Powiedz coś. Cokolwiek. - Łkałam bezradnie. - Proszę cię, Harry. - Chciałam położyć mu dłoń na ramieniu, jednak ten natychmiast zrobił krok w tył.
- Co ty sobie wyobrażasz? - Wymruczał i wbił we mnie swoje lodowate spojrzenie. - Chcesz zrobić ze mnie świra, tak? - Wściekły przysunął się do mnie, ze strachu tym razem to ja zaczęłam iść do tyłu.
- Jak śmiesz być tak bezczelna! Próbujesz sprawić, żebym pomyślał, że jestem pierdolnięty?! W ogóle jak ci nie wstyd wplątywać w to Alex?! - Otworzyłam szeroko oczy słysząc te krzyki. - Sądziłam, że mi uwierzysz. - Wyszeptałam i spuściłam głowę. Chłopak prychnął pod nosem.
- Widziałem ciało Alex. Podczas sekcji i na pogrzebie. Widziałem jak uszło z niej życie. Wiem, że odeszła i już nigdy nie wróci. Tyle razy wałkowałem ten temat, obwiniałem się - przy tobie także. A ty śmiesz mi mówić, że jesteś nią?! - Pochylił się nade mną tak, że zaczęłam drżeć ze strachu. Nie poznawałam człowieka, w którym się zakochałam.
- Bo jestem... Harry proszę, uwierz mi. Zostało tak mało czasu... - Upadłam na kolana i szlochałam jak głupia. Ta cała sytuacja mnie przerosła. Za dużo emocji. Stanowczo za dużo.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, Julie. - Wyszeptał i wybiegł z pomieszczenia. W tym momencie zawalił mi się cały świat.
Nie wiem, jak dotarłam do domu. Nie pamiętam. Odkąd Harry zostawił mnie w tamtej toalecie, nie interesowały mnie takie szczegóły. Całą swoją uwagę skupiłam na tym ostatnim zdaniu, które mi powiedział. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, Julie. To najgorsze, co usłyszałam. Ze wszystkich ostrych słów, które wypowiedział, to te sprawiły, że chciałam jak najszybciej odejść z tego świata. Złamał moje i tak już pokaleczone serce.
- Julie, słuchasz mnie? - Mruknął zdenerwowany David. Pokierowałam swoje mętne, załzawione spojrzenie w jego stronę i czekałam, aż powtórzy. Ten pokręcił głową z dezaprobatą. - Napij się tego. Trochę się uspokoisz. - Podał mi kubek z gorącą herbatą. To miłe z jego strony, jednak wiedziałam, że nic nie przełknę.
- Przepraszam, nie chcę. - Powiedziałam i wlepiłam wzrok w szybę, która dawała widok na Londyn pogrążony w ciemności.
- O północy musisz być na cmentarzu. - Wzdrygnęłam się na te słowa, gdyż takie miejsca o tej porze napełniały mnie zawsze grozą. Jednakże wiedziałam, że nie mam wyjścia. Sama sobie byłam winna.
- Pójdziesz ze mną, prawda? - Wyjąkałam i złapałam anioła za rękę. - Proszę David, tylko ciebie teraz mam. - Chłopak popatrzył na mnie smutno i westchnął cicho. To nie wróżyło niczego dobrego.
- Przepraszam, muszę coś jeszcze załatwić. Ale ogólnie to się zjawię. - Słysząc to przymknęłam powieki i pozwoliłam kolejnym łzom spłynąć po policzkach. Nie byłam pewna, czy będę w stanie dotrzeć tam o własnych siłach. Jednak nie chciałam mu robić kłopotu - i tak wiele dla mnie uczynił. A, że ja to wszystko po mistrzowsku spieprzyłam, to już inna bajka.
- Właściwie, to ile mam czasu? - Spytałam wciąż patrząc tępo w okno.
- Godzinę. Za jakieś 40 minut musisz stąd wyjść. Dasz radę, prawda... Alex? - Tak dziwnie było usłyszeć swoje dawne imię skierowane do mnie samej. Uśmiechnęłam się smutno i pokiwałam twierdząco głową. - To dobrze. Ja muszę już uciekać... - Powiedział i niespodziewanie zamknął mnie w szczelnym uścisku. - Trzymaj się. - Wstał i zaczął iść w kierunku drzwi. Zanim wyszedł, obrócił się jeszcze w progu i rzekł. - Fajnie było mieszkać tu z tobą.
- Z tobą też. - Wymamrotałam wciąż płacząc. David wykrzywił lekko usta w uśmiechu i już po chwili byłam sama ze sobą w tym ogromnym apartamencie. Mogłam całkowicie zatopić się w pustce, jaka właśnie mnie ogarnęła.
Z perspektywy Harry'ego
Cholerna idiotka. Jak ona mogła?!
- Chłopaki, ja się zbieram. Siema. - Warknąłem, kiedy znalazłem ich na parkiecie. Każdy z nich był w okropnym stanie, czego w zasadzie im zazdrościłem. Ze mnie alkohol wyparował całkowicie.
- Ej, ej, Styles! Co się stało? Julie chyba też już wyszła, pokłóciliście się czy co? - Zaczepił mnie najbardziej trzeźwy z tego towarzystwa Liam.
- Zajmij się swoimi sprawami. - Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłem do wyjścia. Od razu uderzyły mnie zimne podmuchy wiatru, które pozwoliły mi się delikatnie uspokoić i pomyśleć. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego ona to zrobiła? Chciała, żebym zwariował do reszty? Co nią kierowało, do cholery? Nie wydawała się być osobą wredną... A jednak, zachowała się jak ostatnia szmata. To trochę tak, jakby nie miała serca.
[...]
Nie było sensu stać pod tym klubem, więc pomaszerowałem do domu. Nic innego mi nie pozostało. Już wchodziłem do klatki, kiedy usłyszałem za sobą męski, znajomy głos.
- Cześć Harry. Masz chwilę? - Odwróciłem się i zobaczyłem Davida, tego przydupasa Julie. Uśmiechnąłem się ironicznie i pokręciłem głową. Co za ludzie, co za tupet.
- Idź zajmij się swoją laską, próbujcie zrobić debila z kogoś innego. - Myślałem, że da mi spokój, dlatego otworzyłem drzwi. Jednak nie dane było mi wejść do środka, gdyż ten idiota przygwoździł mnie plecami do ściany. - O chuj ci chodzi?! - Wrzasnąłem i próbowałem się wyrwać, ale on był zaskakująco silny.
- Muszę ci coś wytłumaczyć, bo zdaje się, że jesteś jeszcze bardziej durny niż kiedykolwiek podejrzewałem. - Chciałem walnąć go w twarz, ale unieruchomił mi ręce.
- Widzę, że ty jak Julie, nie umiecie się liczyć ze słowami. - Parsknął cichym śmiechem i pokręcił głową wyraźnie rozbawiony.
- Nie Julie, tylko Alex. Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać, bo skoro nie spędzasz jej ostatniej godziny z nią to znaczy, że nic do ciebie nie dotarło. - Wywróciłem oczami słysząc te bzdury. Nie dadzą człowiekowi spokoju, nie dadzą...
- Nie zrobicie ze mnie świra! Alex umarła i leży w grobie, do cholery! Widziałem, jak ją pogrzebali! A jej dusza odeszła. A wy jesteście idiotami bez uczuć, którzy chcieli się mną zabawić, o! - Zdążyłem powiedzieć i dostałem w twarz. - Auć, kurwa! To za szczerość?!
- Za głupotę. I za to, co jej powiedziałeś. Posłuchaj, koleś. Rozumiem, że to wszystko wydaje się być niemożliwe i głupie. I okej, może Alex nie była zbyt mądra, że tak ci te newsy przekazała... Jednak chciałbym, abyś dał mi 10 minut. Później zrobisz co zechcesz. - Powiedział i spojrzał na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem. Wzniosłem oczy ku niebu, jednak pokiwałem głową. Niech sobie pogada, potem da spokój.
- A więc tak... Na początek, abyś może zdał sobie sprawę z tego, że istnieją istoty, o których tylko czytałeś w bajkach - małe przedstawienie. - Zdziwiony oparłem się wygodniej o ścianę, kiedy ten odsunął się o parę kroków.
- No, gdzie to przedstawienie? - Prychnąłem znudzony. Chłopak mruknął pod nosem kilka przekleństw i nagle wyrosły mu skrzydła. - O kurwa! - Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i poczułem, że nogi zrobiły mi się jak z waty. - To mi się śni?!
- Nie, Harry. Jestem aniołem. A teraz coś ci pokażę. - Wyciągnął w moim kierunku rękę, którą całkowicie zdezorientowany lekko chwyciłem.
- To tylko sen, Styles. Tylko jakiś koszmar. - Szeptałem do siebie po cichu, co chyba bardzo bawiło tego ufoluda, bo chichotał pod nosem jak głupi.
- Zamknij oczy. - Czułem, że serce biło mi z ogromną prędkością. Mimo to, zrobiłem jak mi kazał. - Otwórz. - Już chciałem powiedzieć, że coś mu nie wyszło, jednak zamiast tego szczęka opadła mi ze zdziwienia.
- Gdzie my jesteśmy? - Spytałem.- To wspomnienie z Nieba. Wspomnienie Alex. - Odparł spokojnym tonem. Rozejrzałem się i okazało się, że znajdowaliśmy się w jakiejś ogromnej sali. I wtedy ją zobaczyłem. Dziewczyna, którą kochałem całym sercem stała na środku przed tronem. Wszędzie były anioły.
- Alex, musisz spełnić kilka warunków. - Odpowiedział sucho facet siedzący na tym ogromnym krześle.
- Słucham. - Powiedziała i spojrzała na niego dziarsko.
- Wracasz na Ziemię jako ktoś inny. Twoje ciało leży w grobie, w dodatku zmasakrowane. Dostaniesz nowe, całkowicie inne.
- Co mam przez to rozumieć? - Spytała.
- Byłaś brunetką, będziesz blondynką. Byłaś niska, będziesz wyższa. Jedyne co zostanie Ci ze starego wyglądu to te niebieskie oczy, w których Harry się zakochał. To one będą dla niego podpowiedzią.
- COO?! David, o co tu chodzi?! - Myślałem, że się przewrócę jak to usłyszałem.
- Zamknij się, tylko ich słuchaj. - Odparł chłopak. A raczej anioł? Nie myśląc o tym dłużej wsłuchałem się w słowa Alex.
- Możesz jaśniej? - Spytała.
- Będziesz wyglądać inaczej, dostaniesz także nowe imię i nazwisko. Nikomu nie będziesz mogła powiedzieć swoich prawdziwych danych. Wracasz na Ziemię tylko dlatego, że ten chłopak kocha Cię do szaleństwa i śmierć nie była Ci jeszcze pisana. Zostaniesz na stałe, jeśli w przeciągu miesiąca zdobędziesz jego serce jako Julie. Julie Carter. Zrozumiano?
- Szczerze? Niezbyt.
- Alex! - Przepraszam... Po prostu zadam Ci kilka pytań i wtedy ogarnę.
- Słucham.
- Co jeśli ktoś domyśli się kim jestem?
- Nic. Po prostu będzie wiedział. A nawet życzę Ci by w przypadku Harry'ego tak było. Jeśli sam domyśli się, że jesteś jego dziewczyną to wszystko poleci jak z górki.
- A co jeśli sama się przyznam?
- Wrócisz do Nieba. Na stałe. - Poczułem, że się chwieję i dlatego podparłem się o ramię Davida. Ten złapał mnie za rękę tak samo jak przed moją klatką i powiedział.
- Zamknij oczy. - Od razu uczyniłem to, o co prosił.
- Otwórz. - Zamrugałem lekko bojąc się, gdzie tym razem mnie przeniósł. Uspokoiłem się widząc znajomą ulicę i budynek, w którym mieszkałem. - Czy teraz wierzysz w to, co usłyszałeś w klubie? - Spytał, a ja nadal oszołomiony pokiwałem głową. - Ona ci powiedziała. Wraca tam, skąd przyszła. Rozumiesz to? - Słysząc te słowa nogi zrobiły mi się jak z waty i gdyby nie jego mocny uścisk chyba upadłbym na zimny chodnik. Tych wszystkich rewelacji było za dużo... Czułem, że nie dam rady objąć tego rozumem. W końcu, takie rzeczy nawet w bajkach się nie dzieją!
- Harry. Nie mamy wiele czasu. Jeśli chcesz się z nią pożegnać, to musimy już iść. - Nim zdążyłem dokładnie przeanalizować to, co powiedział, już pędziliśmy w dobrze znanym mi kierunku. Na cmentarz.
Z perspektywy Julie/ Alex
15 minut. Właśnie tyle minut życia mi pozostało.
- Szlag by to wszystko trafił. - Powiedziałam i stanęłam przed swoim grobowcem. Wciąż leżały na nim kwiaty, a wokół paliły się kolorowe lampki. Znak, że nie zapomnieli.
Spojrzałam na fotografię, która wystawała spod wiązanki. Dziewczyna na zdjęciu ledwie się uśmiechała, jednak w jej oczach widać było ogromne szczęście. Ponoć oczy są zwierciadłem duszy, dlatego to one pokazywały moje prawdziwe uczucia. Twarz mogłabym mieć nawet kamienną, ale oczy i tak ukazałyby, że byłam zadowolona z życia. Szkoda, że tylko z tego pierwszego. Swoją drugą szansę spieprzyłam po całej linii. Z pewnością mogłam się bardziej starać, wczuć w rolę - może nie czekałabym tu teraz jak ostatnia idiotka na śmierć. Może. A może tak to właśnie miało się zakończyć? Może anioły się pomyliły i naprawdę miałam zginąć na amen tamtego feralnego dnia? Może po prostu ja i Harry nigdy nie byliśmy sobie pisani? Może. Głupie gdybanie.
Łzy już nie spływały mi po policzkach. Nie czułam smutku. Jedynie pustkę i żal do samej siebie. Moja niewyparzona gęba musiała dać o sobie znać akurat w tej sprawie. Zostało 10 minut. Czas nieubłaganie leciał.
5 minut. Ostatnie 5 minut życia.
W tym momencie oddałabym wszystko, żeby go zobaczyć. Zobaczyć, przytulić, przeprosić za całe to zamieszanie... Pocałować, na pożegnanie. Wtedy nie miałam już jak.
- Alex? Alex! - Uniosłam głowę i wydawało mi się, że go zobaczyłam. To musiało być jakieś przywidzenie - prawdziwy Harry nie uwierzył i powiedział, że nie chce mnie znać. Ale ta zjawa, wyglądająca zupełnie jak on cały czas się zbliżała. Wreszcie stanęła, mniej więcej 5 metrów ode mnie. Była taka rzeczywista. Poczułam, że pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Alex... Ja nie wiem, co powiedzieć. Wybacz mi, błagam. - "Harry" złapał się obiema rękoma za głowę i zapłakał. - Boże, byłem taki głupi... Od początku coś się tu nie zgadzało, od początku mnie do ciebie ciągnęło... - Zaskomlał i schował twarz w czarny szalik, który często to ja nosiłam na szyi. Przywoływał tyle wspomnień.
- Ja... Ja cię tak strasznie przepraszam. - Powiedziała zjawa i zrobiła krok w przód. Natychmiast odsunęłam się do tyłu, co wywołało na twarzy zjawy chłopaka zaskoczenie pomieszane z bólem.
- Nie odsuwaj się, proszę. Pozwól mi się z tobą pożegnać. Bo choć byłbym gotów sam umrzeć wiem, że to nic nie da. - Znowu się zbliżył, a ja tym razem ustałam w miejscu. Walczyłam ze sobą, ale za każdym razem kiedy się przysuwał, dzielnie się nie ruszałam. Dopiero, gdy dzieliło nas kilkanaście centymetrów, powiedziałam.
- Tak bardzo chciałabym uwierzyć, że nie jesteś jakimś chorym wyobrażeniem. Tak bardzo chciałabym, aby prawdziwy Harry mnie nie znienawidził i żeby stanął tu przede mną. - Chłopak otworzył szeroko oczy i przez chwilę nie wiedział, jak odpowiedzieć. Dopiero po kilku sekundach się odezwał.
- Alex... To ja! Wstyd mi, że mówiłem takie bzdury, ale wiesz, że tak nie myślę... Proszę cię, uwierz mi. - Mówił i mówił, a ja płacząc kręciłam głową. Wciąż słyszałam w głowie jego słowa "nie chcę cię więcej widzieć". Zjawa nie wiedziała co robić, była roztrzęsiona niemal jak ja.
- Co mam do cholery zrobić, żebyś mi uwierzyła? Stoję tu przed tobą, cały i w stu procentach rzeczywisty. Do tego błagam o wybaczenie. - Zawył, a łzy ciekły mu po twarzy jak oszalałe.
- Pocałuj mnie. - Jeśli był prawdziwy, to mógłby to uczynić. - Na pożegnanie. - Harry otarł słony płyn z policzków i spojrzał na mnie tak, że zakręciło mi się w głowie.
- Na pożegnanie. - Powtórzył i z całej siły przyciągnął mnie do siebie. Poczułam ciepło jego dłoni na biodrach, a po chwili także smak jego ust na swoich. Już wiedziałam. To był on. Przyszedł. Naprawdę do mnie przyszedł. Niewiele myśląc zatopiłam palce w jego burzy loków i mocniej wtuliłam się w jego tors. Całował mnie z ogromną pasją i bólem, a ja nie pozostawałam mu dłużna. To były nasze ostatnie wspólne chwile. Musiałam się tym nacieszyć.
Nie wiem, ile czasu minęło, ale gdy odsunęliśmy się od siebie usłyszałam ciche łkanie. Zdziwiona spojrzałam za Harry'ego i moim oczom ukazał się zapłakany David.
- Jesteście dla siebie stworzeni, matko... Styles, że też musiałeś być takim idiotą! - Zawył i wysmarkał się w chusteczkę. Oboje patrzyliśmy na niego oszołomieni. - W każdym razie, cieszę się, że chociaż sobie co nieco wyjaśniliście zanim zjawił się Michael. - Podszedł i niespodziewanie przytulił nas oboje do siebie. Nie minęła chwila, a ryczeliśmy w trójkę. Każdy był nieszczęśliwy do granic możliwości. David smucił się moją porażką, Harry wiedział, że za chwilę znowu mnie straci, a ja wiedziałam, że stracę jego. Myśląc o tym, ścisnęłam jego ciepłą dłoń szukając w tym geście odrobiny otuchy. Chłopak spojrzał na mnie smutno i opiekuńczo cmoknął mnie w czoło. Poczułam się jak mała, bezbronna dziewczynka, która znalazła idealnego dla siebie księcia. Księcia do miłości i obrony, przy którym czuła się bezpiecznie i dobrze.
- Nie chcę umierać, Hazz. - Wyszeptałam i spuściłam głowę. Poczułam, jak lokers się wzdrygnął i mocniej przyciągnął mnie do siebie.
- Sama sobie zgotowałaś teraz taki los, droga Alex. - Jak na komendę odwróciliśmy się w stronę grobu, obok którego zobaczyliśmy trzech aniołów i Michaela, który uśmiechał się delikatnie. David zawył głośno, jakby wiedział, że nie dadzą mi już zbyt wiele czasu.
- Miło mi was widzieć razem. Szkoda tylko, że nie pozwoliłaś temu młodemu człowiekowi zgadnąć, kim jesteś. Nie dałaś sobie rady ze stresem, jaki towarzyszył twojej roli. - Słysząc to spuściłam głowę zawstydzona i wściekła na samą siebie.
- Przykre. Wyglądacie razem tak... Słodko. - Anioły, które przyszły razem z nim zachichotały cicho. To wszystko wyglądało tak, jakby każdy z nich cieszył się z mojej porażki. -
No, ale już nic nie zrobimy, czas nagli. Zbierajmy się. - Dodał na koniec, a wszędzie wokół zaczęło się robić dziwnie jasno. Wiedziałam, że to koniec. Dlatego spojrzałam ostatni raz na Harry'ego i kiedy on sam podchwycił mój wzrok, powiedziałam szeptem.
- Kocham cię. Zawsze będę. Nie zapomnij o mnie, proszę. - Widziałam, że łzy stanęły mu w oczach. Byłam zła na siebie za to, że to przeze mnie taki cudowny człowiek tyle cierpiał.
- Nie zostawiaj mnie, błagam. Nie umiem bez ciebie żyć. - Odpowiedział i niespodziewanie zamknął mnie w szczelnym uścisku. Robiło się coraz jaśniej...
- STOP! Przestań, Michael! - Wrzasnął nagle zdenerwowany David i wyszedł ku opiekunowi dusz. Jego reakcja sprawiła, że jasne światło zniknęło i wszystko - przynajmniej na chwilę - wróciło do normalności. Harry wciąż trzymał mnie w żelaznym uścisku i nie chciał puścić.
- O co chodzi, hm? - Spytał lekko wytrącony z równowagi Michael. Reszta aniołów również nie była z tego zbyt zadowolona.
- Nie zgadzam się na to! Pochodzimy z Nieba, na litość Boską! Okaż serce i pozwól tej dwójce dalej razem ułożyć sobie życie. - Powiedział pewnym głosem i dzielnie spojrzał na mężczyznę, który powoli tracił panowanie nad sobą.
- To byłoby pogwałcenie wszelkich praw! - Wykrzyknął zdenerwowany. - Dziewczyna dostała już jedną szansę. Nie potrafiła jej wykorzystać, to trudno. - Wzdrygnęłam się na te słowa, co nie uszło uwadze Harry'ego. Pogłaskał mnie opiekuńczo po plecach i wyszeptał.
- Nie bój się, jestem tu. - Nawet w tak beznadziejnej sytuacji, te słowa dodały mi otuchy.
- Michael, zastanów się jeszcze... - Targował się dalej David, ale ja wiedziałam, że to nie ma sensu. Wyswobodziłam się z uścisku Styles'a i podeszłam do przyjaciela. Tak, zdecydowanie po tym co dla mnie robił, z czystym sercem mogłam tak go nazwać.
- Dziękuję ci za wszystko, ale to chyba już koniec. - Odezwałam się do niego i złapałam go za rękę. - Wystarczająco mi pomogłeś, a kłócąc się z nim robisz tylko sobie samemu problemy. - Anioł spojrzał na mnie mętnym wzrokiem. On również płakał, zapewne z bezsilności.
- Alex, ja... - Zaczął, ale przerwał mu wściekły Michael.
- Zbieramy się, koniec tej szopki. - Słysząc to przytuliłam mocno chłopaka i zwróciłam się jeszcze bezpośrednio do wyraźnie znudzonego mężczyzny.
- Czy mogę dostać jeszcze minutę? - Michael wywrócił oczami, dlatego od razu kontynuowałam. - Błagam. Przyrzekam, że potem nie będę już robić problemów. To tylko minuta. - Westchnął ciężko, a jego podwładni mu zawtórowali. Mimo wszystko pokiwał głową na znak zgody. Nie tracąc ani chwili, wróciłam do Harry'ego, który rozpłakał się jak małe dziecko. Jego oczy były tak smutne, że zakuło mnie w sercu. Starłam łzy, które spływały po jego bladych policzkach i odgarnęłam mu loki z twarzy.
- Nie zadręczaj się tym, proszę. - Objęłam go delikatnie wokół szyi i złożyłam na jego malinowych ustach ostatni pocałunek, podczas którego nasze słone łzy się wymieszały. Serca oboje mieliśmy połamane na kawałki. - Żegnaj, Harry. - Wymamrotałam, kiedy się odsunęłam.
Z trudem puściłam jego ciepłe ciało i wróciłam do Michaela. Ten zaczął mówić w jakimś dziwnym języku, a wokół znowu zaczęło robić się jasno. Odwróciłam na chwilę głowę i rzuciłam Harry'emu jeszcze jedno spojrzenie, pełne miłości i smutku, po czym zamknęłam oczy w oczekiwaniu na koniec.
- Stop, stop, stop!!! - Nie wiedząc, co się dzieje uniosłam powieki i ujrzałam zdesperowanego Davida, który żywo tłumaczył coś Michaelowi i jego świcie.
- To twoja ostateczna decyzja? - Powiedział mężczyzna, a aniołowie patrzyli na Davida z podziwem wymalowanym na twarzy. Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc o co chodzi.
- Tak. Jestem w stanie to zrobić. - Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie. Chyba zobaczył, że nie bardzo rozumiałam całe to zamieszanie, dlatego podszedł do mnie i powiedział.
- Niedawno obiecałem, że ci pomogę... - Puścił mi perskie oko.
- David, co ty zrobiłeś? O co chodzi? - Zaczęłam się niepokoić. - Posłuchaj. - Westchnął i złapał mnie za rękę.
- Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw musisz obiecać, że się nie wściekniesz. No, i zawołaj tu pana gwiazdę, bo wygląda jakby z nerwów miał zaraz sam umrzeć. - Uśmiechnął się, a ja w roztargnieniu przywołałam Harry'ego ruchem ręki. Ten natychmiast do nas podszedł i złapał mnie za nadgarstek.
- O co chodzi, zmienili decyzję? - Zapytał z desperacją.
- Właściwie, to tak. - Odpowiedział mu David, a ja spojrzałam na niego z otwartą buzią.
- Będziesz żyć, Alex. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu i pokiwał głową. Harry oszalał ze szczęścia, znowu zaczął płakać, ale tym razem były to łzy radości. Złapał mnie w talii i okręcił wokół własnej osi, a Davidowi nie przestawał dziękować. Oboje podekscytowani rozmawiali, tylko ja milczałam. Wiem, powinnam skakać i w euforii piszczeć, ale coś mi tu nie pasowało. To wszystko było zbyt piękne.
- Co jesteś w stanie zrobić, o co pytał Michael? - Odezwałam się nagle, a oni oboje przestali gadać. Harry nadal mnie trzymał, a David zastanawiał się co powiedzieć.
- No tak, nie dasz za wygraną... - Mruknął, a ja zmarszczyłam czoło, nieusatysfakcjonowana tą odpowiedzią.
- Po prostu... Dusza za duszę. Wystarczy? - Uniósł brwi, a my z Harry'm jak na komendę wykrzyknęliśmy.
- Jak to?! - Poczułam, że ogarnęła mnie kolejna fala paniki, łzy wezbrały się w oczach. Przeczuwałam najgorsze. - David, co chcesz przez to powiedzieć, na Boga? - Wyszeptałam, ponieważ bałam się, że mój głos nie podoła. Harry złapał mocniej moją dłoń i uścisnął. Anioł podrapał się po głowie i odparł.
- Alex... Zrozum, to nic takiego... - Próbował się wymigać. To sprawiło, że coraz więcej czarnych scenariuszy pojawiało się w mojej głowie.
- Mów, do cholery. Widzisz, w jakim jest stanie. To dla każdego z nas zbyt wiele, nie trzymaj jej w chorej niepewności. - Powiedział w miarę spokojnie Harry, jednak wiedziałam, że również się denerwował. David westchnął cicho i spojrzał mi w oczy.
- Odzyskasz dawne życie, Alex. Lecz w zamian za to ja stracę duszę anioła. - Zrobiło mi się gorąco, a nogi nie chciały już współpracować.
- Harry, zaraz upadnę. - Powiedziałam, a ten natychmiast mocno objął mnie w pasie i przytrzymał. On sam również był w szoku, jednak zachował zimną krew.Ja natomiast nie wiedziałam co robić. Chciałam krzyczeć, siłą zabronić mu takiego poświęcenia, jednak byłam zbyt wyczerpana.
- David, nnnnie... Nie możesz tak postępować. Nigdy sobie tego nie wybaczę. - Mruknęłam i zmarszczyłam czoło. Owszem, niczego tak nie pragnęłam, jak starego życia, ale nie mogłabym funkcjonować z takim poczuciem winy.
- Alex, proszę... Nie utrudniaj. Michael się zgodził. Nie przeżywaj tego tak. W końcu będziesz musiała żyć tak, aby Harry nie musiał zastanawiać się, czemu jesteś smutna. - Mój chłopak spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- Mówisz to tak, jakbym miał tego nie pamiętać. - Powiedział wyraźnie niezadowolony.
- Bo tak będzie. Zapomnisz. Tylko Alex będzie znać prawdę. No chyba, że będzie sobie życzyła, to jej również Michael usunie wspomnienia. - Odparł i uśmiechnął się w moją stronę. Poczułam, że moje zdenerwowanie nagle się zmniejszyło. Nie wiedziałam, czy anioły potrafiły wpływać także na cudze nastroje, ale byłam prawie pewna, że to sprawka któregoś z nich.
- Nie. Chcę cię pamiętać. - Odezwałam się nagle, moje słowa ewidentnie poprawiły Davidowi humor. - Ale zanim się zgodzę, co jest trudne, muszę wiedzieć. Co się z tobą stanie? - Anioł przygryzł dolną wargę i powiedział.
- Będę czuwać nad wami. Ale już nie jako anioł, ale dusza zwykłego człowieka. - Michael stojący kawałek dalej wywrócił oczami, jakby nie do końca zrozumiał wybór swojego podwładnego. Ja sama również go nie rozumiałam, ale czułam, że nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się zgodzić.
- Czyli nie znikniesz całkowicie? - Spytałam, a wszystkie pozaziemskie istoty otaczające mnie i Harry'ego zaczęły się śmiać. Zdziwiona spojrzałam na lokersa, który również nie wiedział, co wywołało u nich napad śmiechu.
- Nie, Alex. Po prostu będę rangę niżej. - Powiedział i pogłaskał mnie po ramieniu. - Będę się wami opiekować. No, jeśli oczywiście się zgodzisz. W końcu jeszcze tego nie zrobiłaś, a bez tego całe moje poświęcenie nie ma sensu. - Uśmiechnął się szeroko, co po chwili odwzajemniłam. Nie chciałam, żeby to wszystko robił, ale perspektywa powrotu do dawnego życia była zbyt piękna, nie mogłam powstrzymać radości.
- No, to jak będzie? - Michael zawołał, a ja wyswobodziłam się z ramion Hazzy i przytuliłam mocno swojego przyjaciela na pożegnanie.
- Dziękuję. - Wyszeptałam mu do ucha. - Zgadzam się. - Powiedziałam już głośniej.
- Życzę wam szczęścia. No, i nie spieprzcie kolejnej szansy. - Roześmiałam się, ale poczułam także łzy na policzkach. Było mi szkoda, że już więcej nie będę miała szansy zobaczyć tego pokręconego, życzliwego chłopaka. Naprawdę się do niego przywiązałam.
- Heeeey, tylko mi tu nie rycz teraz! Bo wiesz, jeszcze pan gwiazda będzie zazdrosny. A chyba teraz to już nie powinien... - David puścił mi oko i rozluźnił nasz uścisk. Podszedł do Harry'ego i poklepał go po ramieniu.
- Powodzenia, stary. To genialna dziewczyna, zajmij się nią jak należy... - Uśmiechnął się lekko i po chwili kontynuował. - Bo jak nie, to znajdę sposób, żeby ci dokopać. - Oboje zaczęli się śmiać, a ja spostrzegłam, że po raz trzeci wokół nas pojawiło się białe światło.
- Już czas. Żegnajcie. - Powiedział i pomachał nam na pożegnanie. Zdążyłam jeszcze złapać Harry'ego za rękę i obraz zaczął się zamazywać. Białe strugi światła oślepiały niemiłosiernie.
Aż w końcu, nastała całkowita ciemność.