sobota, 5 lipca 2014

Epilogue

Mam ogromną prośbę. Moim wielkim marzeniem jest poznanie prawdziwej liczby osób, które przeczytały to opowiadanie. Proszę, skomentuj chociaż ten, ostatni już post. Nie żądam poematów na 10 linijek, możesz napisać choćby kropkę, albo emotikonę. To dla mnie naprawdę ważne!
__________________



You were my strength when I was weak,
You were my voice when I couldn't speak. 
You were my eyes when I couldn't see, 
You saw the best there was in me.
Lifted me up when I couldn't reach, 
You gave me faith 'cause you believed. 

I'm everything I am, 
Because you loved me! 



Ciemność. Nic więcej. 
Już raz tak było. Pamiętam. 
- Panie doktorze, jakie są szanse? - Usłyszałam nagle znajomy, damski głos. Zawsze pełen energii do życia, teraz wyprany z jakichkolwiek emocji. Mama? 
- Cóż, jak pani wie, córka miała kryzys i musieliśmy ją reanimować, bowiem serce przestało współpracować. Tak naprawdę to cudem ją odzyskaliśmy. Ma złamaną prawą nogę, kilka żeber i poza tym jest bardzo poobijana. Ale dostała leki przeciwbólowe i monitory wyraźnie pokazują, że organizm walczy. Proszę zobaczyć, tętno jeszcze kilka godzin temu było ledwo wyczuwalne. Teraz dochodzi do normy. Alex jest silna, proszę być dobrej myśli. - Odparł lekarz, co sprawiło, że mama odetchnęła z ulgą. Tak bardzo chciałam otworzyć oczy i zapewnić ją, że dojdę do siebie, jednak ciemność zupełnie mnie pochłaniała. 
- A co z Harry'm? - Kolejny znajomy głos. Patty? 
- Szczęściarz jest tylko poobijany. Chcieliśmy zostawić go na obserwacji, ale powiedział, że to za daleko od jego dziewczyny i się nie zgodził. Teraz jest na badaniach i jak sądzę, zaraz się tu zjawi. - Ucieszyłam się słysząc te słowa. Pragnęłam, aby był przy mnie wtedy, gdy będę już mogła się ocknąć. 
- O, proszę bardzo. Widzi pani, jak momentalnie parametry podskoczyły? - Zaśmiał się doktor. - Powiedziałem parę zdań o panu Styles'ie, a młodej damie od razu serce zaczęło mocniej bić. To dobry znak. Możliwe, że nas słyszy. - Gdybym była przytomna, z pewnością zaczerwieniłabym się tak, że mama nazwałaby mnie burakiem. 
- No dobrze, ja na razie zostawiam panie same. Reszta pacjentów czeka. - Pożegnał się i opuścił pomieszczenie. Kobiety zaczęły żywo rozmawiać o tym, że na pewno uda mi się z tego wykaraskać. Nagle usłyszałam trzask drzwi i do sali wpadły jakieś dwie kłócące się ze sobą osoby. 
- Przepraszam panią, ale on się uparł no i nie dałam rady go powstrzymać. - Susane! Ona również się zjawiła. 
- Alex?! O mój Boże! - Ten głos rozpoznałabym wszędzie. Niski, głęboki i lekko zachrypnięty. Głos, który zawsze przyprawiał mnie o dreszcze. Harry. 
- Spokojnie, Harry. - Odezwała się mama. - Przeżyje. Ale potrzebuje odpoczynku. Zresztą jak i ty. Powinieneś jechać do domu i się położyć. - Miała rację, jednak nie chciałam, aby mnie zostawiał. Nie teraz, kiedy wygraliśmy. 
- Nie, nie. Zostanę tu z nią, muszę. - Gdyby nie stan, w jakim się aktualnie znajdowałam, zapewne bym się uśmiechnęła. Uparty, jak zawsze. Ale to w nim kochałam. 
- Widzę, że rzeczywiście nie ma co z tobą dyskutować. No dobrze, będziemy na korytarzu. Jeśli coś się będzie działo, zawołaj. - Usłyszałam zamykające się drzwi i przyspieszony oddech Harry'ego, który musiał znajdować się bardzo blisko. Po chwili poczułam jego ciepłą dłoń na swojej, co dodało mi otuchy. Był przy mnie.
- Alex, ja... Ja cię tak strasznie przepraszam. - Załkał nagle i poczułam kroplę, która uderzyła o moje ramię. - To ja powinienem tutaj leżeć i walczyć o życie, nie ty...
Chciałam otworzyć oczy i powiedzieć mu, żeby się nie obwiniał, bo wszystko będzie dobrze. Ale macki ciemności cały czas mnie trzymały. Nawet nie wiem kiedy całkowicie odpłynęłam.


Pierwsze, co zobaczyłam, gdy otworzyłam oczy to potargane loki, które zasłaniały twarz śpiącego niespokojnie Harry'ego. Zasnął, zapewne z wyczerpania, ale mimo to wciąż trzymał mocno moją rękę. Tak jakby bał się, że mnie straci. 
Ale nie. Nie tym razem. Tej szansy już spieprzyć nie mogę. 
Nie chciałam go budzić, ale dopadł mnie nagły napad kaszlu. To od razu go otrzeźwiło, podniósł głowę i spojrzał na mnie szeroko otwartymi, zielonymi oczami. 
- Nareszcie, kochanie... Wybacz mi. - Powiedział i uniósł moją dłoń do swoich ust. Dopiero wtedy zobaczyłam, ile zadrapań ją zdobiło. Ucałował je wszystkie tak delikatnie, żeby tylko nie sprawić mi większego bólu. 
- Już wszystko dobrze, Harry. Nic mi nie będzie. - Uśmiechnęłam się, ale poczułam ostry ból na lewym policzku. Wolałam nie myśleć o tym, jak bardzo ucierpiała w wypadku również moja twarz. Rzuciłam nieśmiałe spojrzenie na swoją sylwetkę. Ujrzałam gips i mnóstwo kabli, opatrunków. Jedynie widok moich kochanych, ciemnych włosów pomógł mi zdusić przekleństwo.
- Chcesz więcej leków przeciwbólowych? Mogę zawołać lekarza. - Już wstał i chciał iść, ale zacieśniłam uścisk naszych dłoni i to go powstrzymało.
- Nic nie chcę, bo znowu zasnę. - Odparłam i kciukiem potarłam jego nadgarstek. - Nie zostawiaj mnie. - Poprosiłam, dzięki czemu usiadł na swoim wcześniejszym miejscu i spojrzał mi głęboko w oczy. 
- Kocham cię, Alex. - Wyszeptał, po czym wypuścił z oczu pojedynczą łzę. - Gdybyś tego nie przeżyła, nie pozbierałbym się. Jesteś dla mnie wszystkim. - Spuścił głowę, cały czas się obwiniał. Nie chciałam, aby to go tak męczyło.
- Nie myśl o tym. Będzie dobrze. - Spróbowałam lekko podnieść się do pozycji siedzącej, ale od razu pożałowałam, bowiem poczułam okropny ból w okolicy kręgosłupa. Naprawdę nieźle się poobijałam. 
- Leż i się nie ruszaj. - Powiedział surowym tonem, przez co poczułam się jak małe dziecko, które coś zbroiło. Chciałam wywrócić oczami, ale za bardzo bolała mnie głowa. - Spróbuj zasnąć, skarbie. To złagodzi ból. 
- A zostaniesz ze mną? - Spytałam cicho i spojrzałam na nasze splecione dłonie. Chłopak zaśmiał się i pocałował mnie w czoło. 

- Choćbym miał się pobić z salową, to zostanę. Śpij. 
Słysząc to, nieznacznie uniosłam kąciki ust i przymknęłam powieki. 
Wszystko się ułoży - pomyślałam i z powrotem zanurzyłam się w krainie ciemności. 




Miesiąc później 

- Nie chcę wracać do Londynu, Harry. - Jęknęłam cicho patrząc na rozciągające się przed nami Lazurowe Wybrzeże. 
Od naszego nowego startu minął jakiś miesiąc. Ponad dwa tygodnie spędziłam w szpitalu, a następne dwa na różnorodnych rehabilitacjach. Noga prawidłowo się zrastała. Co prawda nadal musiały mi towarzyszyć kule, jednak wszystko szło w dobrym kierunku. Wszelkie inne rany już dawno się zagoiły. 
Aby odpocząć od zamieszania, jakie wywołał nasz wypadek, postanowiliśmy udać się na krótkie wakacje. Tydzień w Saint-Tropez naprawdę dobrze nam zrobił. Wreszcie mogliśmy nacieszyć się sobą i swoim szczęściem. 
- Ja też nie chcę. - Wyszeptał mi do ucha, co wywołało przyjemny dreszcz. - A jak pomyślę o tym, że w końcu musimy ruszyć z trasą, to już w ogóle marzę o tym, by tu zostać. 
Ze względu na wypadek trasa koncertowa One Direction została lekko przesunięta w czasie. Mimo wszystko nie można było jej wiecznie odkładać, ale oznaczała ona długą rozłąkę. 
- Będziesz do mnie często przyjeżdżał? - Spytałam i wygięłam usta w podkówkę. Najchętniej nie wypuszczałabym go już nigdy z objęć, a muszę rozstać się z nim na kilka miesięcy.
- Kiedy tylko się da. - Odpowiedział i przejechał ustami po mojej szyi. - A teraz muszę coś zrobić. - Przesunął się tak, że klęczał naprzeciwko mnie i uparcie czegoś szukał w kieszeni. 
Kiedy wyjął czerwone pudełeczko, łzy stanęły mi w oczach. 
- Alex... Myślałem już o tym od jakiegoś czasu. Chciałem o to spytać w dniu, kiedy wydarzył się ten cholerny wypadek, ale bałem się, że się nie zgodzisz... Gdy zobaczyłem cię tuż po zderzeniu z tamtą ciężarówką, taką poobijaną i ledwo żywą, przestraszyłem się... - Urwał na chwilę, po czym kontynuował. - Bałem się, że cię stracę. I wtedy do mnie dotarło, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu... - Chwycił moją rękę i zaczął nieśmiało bawić się palcami. 
Kiedy to wszystko mówił, od razu przypomniała mi się nasza rozmowa. Rozmowa, której on nie pamiętał. 

- No więc, ten no... Posłuchaj Julie. Polubiłem cię, nawet bardzo. Ale to co się stało... To nie może się powtórzyć. Znamy się zaledwie kilka dni, poza tym wiesz, że nadal kocham Alex. Nie dociera do mnie, że już nigdy jej nie zobaczę, że już nie będziemy mieli możliwości być razem. Nieodpowiednie byłoby gdybym teraz zaczął się z tobą spotykać. To byłoby nieuczciwe wobec niej i ciebie. Alex była moim życiem. Moim słoneczkiem, nadawała życiu sens. Wiesz, że chciałem ją poprosić o rękę? Miałem nawet zamiar zrobić to w dzień, w który zginęła, ale bałem się, że to za wcześnie, że się nie zgodzi. Teraz strasznie żałuję, że tego nie zrobiłem...

Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a łza wzruszenia spłynęła po moim policzku. 
- Ehm... Czy zechcesz spędzić ze mną resztę życia? - Spytał wreszcie i otworzył pudełko, w którym znajdował się śliczny, złoty pierścionek. Nie zastanawiając się długo, rzuciłam mu się na szyję i wykrzyknęłam. 
- Och, oczywiście, że tak! 




Tak właśnie kończy się historia Alex i Harry'ego. Nie wiem, jak ich życie potoczyło się dalej - to pozostawiam już Waszej wyobraźni, która z pewnością tak jak moja - nie zna granic. 

Ale jedno jest pewne - prawdziwa miłość to ogromna siła, której nic ani nikt nie jest w stanie złamać. Nawet śmierć. Pamiętajcie o tym. 


__________


A więc, Moi Drodzy! 
To ostatnia część opowiadania "Love, death- who win?". Mam nadzieję, że znaleźliście w nim odpowiedzi na nurtujące Was pytania. 
Jestem dumna, że wytrwałam do końca. Was też podziwiam. 

Przepraszam za to, że nie każdy rozdział był dobry, że często nie miałam czasu na pisanie i to wszystko zaniedbywałam. Część z Was przez to odeszła, ale na szczęście nie wszyscy. 
Przepraszam także za każdy błąd, literówkę, powtórzenia, mylenia czasów - piszę, bo lubię. Nie robię tego profesjonalnie i nie jestem w tym doskonała. :) 

Dziękuję!
Za cierpliwość i zrozumienie.
Za każdy komentarz i krytykę. 
Za każdego obserwatora.
Za wszystkie nominacje.
Za to, że po prostu byliście i razem ze mną żyliście historią Alex i Harry'ego. 

LOVKI, KISSKI, PRZYTULASKI KOCHANI!  

Mam nadzieję, że się nie obrazicie, jak wymienię tu dwie osoby, którym wdzięczna jestem szczególnie. Wszystkich Was uwielbiam, ale muszę powiedzieć coś więcej tym dwóm. :) 

Jesteś ze mną odkąd pamiętam, jeszcze zanim założyłam tego bloga. Wprawdzie nigdy nie rozmawiałyśmy, ale mimo wszystko jesteś dla mnie kimś ważnym. Zawsze komentowałaś i bardzo wczuwałaś się w historię, za co bardzo dziękuję. Potrafiłaś też mnie mocno motywować. :) 

Ciebie również "znam" bardzo długo. Pamiętam, jak zaczynałam swoją przygodę z pisaniem, a Ty swoimi komentarzami dawałaś mi kopa do pracy. Dziękuję, że nigdy nie zawiodłaś, zawsze pisałaś coś pod rozdziałem, bo z pewnością wiedziałaś, jak bardzo dodawało mi to siły. :) 

A teraz czas na statystyki! 

Liczba wyświetleń: 34 025
Liczba komentarzy: 706
Liczba obserwatorów: 89
Rozdział z największą liczbą komentarzy: Chapter Tenth
Rozdział najwięcej razy wyświetlony: Prologue 



DZIĘKUJĘ! ♥ 
KOCHAM WAS!


No, ale chyba najwyższa pora to zakończyć.


Alex się żegna. 


Harry się żegna. 


Żegnam się ja. 

Ale mam nadzieję, że nie na długo. 

czwartek, 19 czerwca 2014

Chapter Twentieth



Znów dzień za dniem, umiera słodki sen,
Żegnając go już wiem, że byłaś tu…
O krok tak blisko, obok mnie tuż, tuż,
I dziś rozumiem to już…
W moich ramionach, pozostań i tańcz…

O krok tak blisko szczęśliwy koniec jest,

Lecz jak uwierzyć w taki bajki kres…
Że mnie i ciebie nie dzieli siedem mórz.
Od dziś, o krok, tuż, tuż…





- To ja, Harry. Alex. Wypaliłam, a łzy pociekły ciurkiem po moich policzkach. Wściekłość mieszała mi się z bezradnością, byłam całkowicie rozbita emocjonalnie. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy po mojej głowie zaczęły tańczyć czarne myśli "Powiedziałaś mu. Nie mogłaś." Powiedziałam. Powiedziałam, bo nie wytrzymałam. Nikt normalny by tego nie zniósł, a ja i tak dawałam radę długo. Sądziłam, że wytrwam chociaż do końca miesiąca, jednak to co Harry mówił wbijało mi nóż w plecy. Co nie zmienia faktu, że popełniłam największy błąd swojego życia. Albo żyć. Zresztą, to teraz nieważne. Wrócę do Nieba. 
To koniec. Koniec wszystkiego. 
Cała nadzieja na zostanie na tym świecie wyparowała ze mnie w ciągu kilku sekund.  Spojrzałam na Harry'ego, który w milczeniu analizował wszystko, co mu powiedziałam. Jego kamienna twarz nie pozwalała mi wyczytać żadnych emocji. 
- Miałam miesiąc. Cholerny miesiąc na to, abyś się domyślił lub zakochał we mnie jako Julie. Nie mogłam pisnąć ani słowa... - Wyszeptałam i spuściłam głowę. Kątem oka zauważyłam, jak ruchy jego klatki piersiowej zwiększyły tempo. 
- Ale jak widzisz, nie podołałam. Teraz za karę wracam tam, skąd przyszłam z powrotem do ciebie. Do Nieba. - Powiedziałam, jednak w połowie zdania głos mi się załamał. Tego wszystkiego było za dużo. Harry zamknął oczy i wypuścił ze świstem powietrze. Jego ręce drżały, prawie upuścił telefon, który trzymał w dłoni.
 - Powiedz coś. Cokolwiek. - Łkałam bezradnie. - Proszę cię, Harry. - Chciałam położyć mu dłoń na ramieniu, jednak ten natychmiast zrobił krok w tył.
- Co ty sobie wyobrażasz? - Wymruczał i wbił we mnie swoje lodowate spojrzenie. - Chcesz zrobić ze mnie świra, tak? - Wściekły przysunął się do mnie, ze strachu tym razem to ja zaczęłam iść do tyłu. 
- Jak śmiesz być tak bezczelna! Próbujesz sprawić, żebym pomyślał, że jestem pierdolnięty?! W ogóle jak ci nie wstyd wplątywać w to Alex?! - Otworzyłam szeroko oczy słysząc te krzyki. - Sądziłam, że mi uwierzysz. - Wyszeptałam i spuściłam głowę. Chłopak prychnął pod nosem.
- Widziałem ciało Alex. Podczas sekcji i na pogrzebie. Widziałem jak uszło z niej życie. Wiem, że odeszła i już nigdy nie wróci. Tyle razy wałkowałem ten temat, obwiniałem się - przy tobie także. A ty śmiesz mi mówić, że jesteś nią?! - Pochylił się nade mną tak, że zaczęłam drżeć ze strachu. Nie poznawałam człowieka, w którym się zakochałam. 
- Bo jestem... Harry proszę, uwierz mi. Zostało tak mało czasu... - Upadłam na kolana i szlochałam jak głupia. Ta cała sytuacja mnie przerosła. Za dużo emocji. Stanowczo za dużo.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, Julie. - Wyszeptał i wybiegł z pomieszczenia. W tym momencie zawalił mi się cały świat. 

Nie wiem, jak dotarłam do domu. Nie pamiętam. Odkąd Harry zostawił mnie w tamtej toalecie, nie interesowały mnie takie szczegóły. Całą swoją uwagę skupiłam na tym ostatnim zdaniu, które mi powiedział. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć, Julie. To najgorsze, co usłyszałam. Ze wszystkich ostrych słów, które wypowiedział, to te sprawiły, że chciałam jak najszybciej odejść z tego świata. Złamał moje i tak już pokaleczone serce. 
- Julie, słuchasz mnie? - Mruknął zdenerwowany David. Pokierowałam swoje mętne, załzawione spojrzenie w jego stronę i czekałam, aż powtórzy. Ten pokręcił głową z dezaprobatą. - Napij się tego. Trochę się uspokoisz. - Podał mi kubek z gorącą herbatą. To miłe z jego strony, jednak wiedziałam, że nic nie przełknę. 
- Przepraszam, nie chcę. - Powiedziałam i wlepiłam wzrok w szybę, która dawała widok na Londyn pogrążony w ciemności. 
- O północy musisz być na cmentarzu. - Wzdrygnęłam się na te słowa, gdyż takie miejsca o tej porze napełniały mnie zawsze grozą. Jednakże wiedziałam, że nie mam wyjścia. Sama sobie byłam winna. 
- Pójdziesz ze mną, prawda? - Wyjąkałam i złapałam anioła za rękę. - Proszę David, tylko ciebie teraz mam. - Chłopak popatrzył na mnie smutno i westchnął cicho. To nie wróżyło niczego dobrego. 
- Przepraszam, muszę coś jeszcze załatwić. Ale ogólnie to się zjawię. - Słysząc to przymknęłam powieki i pozwoliłam kolejnym łzom spłynąć po policzkach. Nie byłam pewna, czy będę w stanie dotrzeć tam o własnych siłach. Jednak nie chciałam mu robić kłopotu - i tak wiele dla mnie uczynił. A, że ja to wszystko po mistrzowsku spieprzyłam, to już inna bajka. 
- Właściwie, to ile mam czasu? - Spytałam wciąż patrząc tępo w okno. 
- Godzinę. Za jakieś 40 minut musisz stąd wyjść. Dasz radę, prawda... Alex? - Tak dziwnie było usłyszeć swoje dawne imię skierowane do mnie samej. Uśmiechnęłam się smutno i pokiwałam twierdząco głową. - To dobrze. Ja muszę już uciekać... - Powiedział i niespodziewanie zamknął mnie w szczelnym uścisku. - Trzymaj się. - Wstał i zaczął iść w kierunku drzwi. Zanim wyszedł, obrócił się jeszcze w progu i rzekł. - Fajnie było mieszkać tu z tobą. 
- Z tobą też. - Wymamrotałam wciąż płacząc. David wykrzywił lekko usta w uśmiechu i już po chwili byłam sama ze sobą w tym ogromnym apartamencie. Mogłam całkowicie zatopić się w pustce, jaka właśnie mnie ogarnęła.



Z perspektywy Harry'ego

Cholerna idiotka. Jak ona mogła?! 
- Chłopaki, ja się zbieram. Siema. - Warknąłem, kiedy znalazłem ich na parkiecie. Każdy z nich był w okropnym stanie, czego w zasadzie im zazdrościłem. Ze mnie alkohol wyparował całkowicie. 
- Ej, ej, Styles! Co się stało? Julie chyba też już wyszła, pokłóciliście się czy co? - Zaczepił mnie najbardziej trzeźwy z tego towarzystwa Liam. 
- Zajmij się swoimi sprawami. - Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegłem do wyjścia. Od razu uderzyły mnie zimne podmuchy wiatru, które pozwoliły mi się delikatnie uspokoić i pomyśleć. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego ona to zrobiła? Chciała, żebym zwariował do reszty? Co nią kierowało, do cholery? Nie wydawała się być osobą wredną... A jednak, zachowała się jak ostatnia szmata. To trochę tak, jakby nie miała serca. 
[...]
Nie było sensu stać pod tym klubem, więc pomaszerowałem do domu. Nic innego mi nie pozostało. Już wchodziłem do klatki, kiedy usłyszałem za sobą męski, znajomy głos. 
- Cześć Harry. Masz chwilę? - Odwróciłem się i zobaczyłem Davida, tego przydupasa Julie. Uśmiechnąłem się ironicznie i pokręciłem głową. Co za ludzie, co za tupet. 
- Idź zajmij się swoją laską, próbujcie zrobić debila z kogoś innego. - Myślałem, że da mi spokój, dlatego otworzyłem drzwi. Jednak nie dane było mi wejść do środka, gdyż ten idiota przygwoździł mnie plecami do ściany. - O chuj ci chodzi?! - Wrzasnąłem i próbowałem się wyrwać, ale on był zaskakująco silny.
 - Muszę ci coś wytłumaczyć, bo zdaje się, że jesteś jeszcze bardziej durny niż kiedykolwiek podejrzewałem. - Chciałem walnąć go w twarz, ale unieruchomił mi ręce. 
- Widzę, że ty jak Julie, nie umiecie się liczyć ze słowami. - Parsknął cichym śmiechem i pokręcił głową wyraźnie rozbawiony. 
- Nie Julie, tylko Alex. Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać, bo skoro nie spędzasz jej ostatniej godziny z nią to znaczy, że nic do ciebie nie dotarło. - Wywróciłem oczami słysząc te bzdury. Nie dadzą człowiekowi spokoju, nie dadzą... 
- Nie zrobicie ze mnie świra! Alex umarła i leży w grobie, do cholery! Widziałem, jak ją pogrzebali! A jej dusza odeszła. A wy jesteście idiotami bez uczuć, którzy chcieli się mną zabawić, o! - Zdążyłem powiedzieć i dostałem w twarz. - Auć, kurwa! To za szczerość?! 
- Za głupotę. I za to, co jej powiedziałeś. Posłuchaj, koleś. Rozumiem, że to wszystko wydaje się być niemożliwe i głupie. I okej, może Alex nie była zbyt mądra, że tak ci te newsy przekazała... Jednak chciałbym, abyś dał mi 10 minut. Później zrobisz co zechcesz. - Powiedział i spojrzał na mnie śmiertelnie poważnym wzrokiem. Wzniosłem oczy ku niebu, jednak pokiwałem głową. Niech sobie pogada, potem da spokój. 
- A więc tak... Na początek, abyś może zdał sobie sprawę z tego, że istnieją istoty, o których tylko czytałeś w bajkach - małe przedstawienie. - Zdziwiony oparłem się wygodniej o ścianę, kiedy ten odsunął się o parę kroków. 
- No, gdzie to przedstawienie? - Prychnąłem znudzony. Chłopak mruknął pod nosem kilka przekleństw i nagle wyrosły mu skrzydła. - O kurwa! - Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i poczułem, że nogi zrobiły mi się jak z waty. - To mi się śni?! 
- Nie, Harry. Jestem aniołem. A teraz coś ci pokażę. - Wyciągnął w moim kierunku rękę, którą całkowicie zdezorientowany lekko chwyciłem.
- To tylko sen, Styles. Tylko jakiś koszmar. - Szeptałem do siebie po cichu, co chyba bardzo bawiło tego ufoluda, bo chichotał pod nosem jak głupi. 
- Zamknij oczy. - Czułem, że serce biło mi z ogromną prędkością. Mimo to, zrobiłem jak mi kazał. - Otwórz. - Już chciałem powiedzieć, że coś mu nie wyszło, jednak zamiast tego szczęka opadła mi ze zdziwienia.
- Gdzie my jesteśmy? - Spytałem.- To wspomnienie z Nieba. Wspomnienie Alex. - Odparł spokojnym tonem. Rozejrzałem się i okazało się, że znajdowaliśmy się w jakiejś ogromnej sali. I wtedy ją zobaczyłem. Dziewczyna, którą kochałem całym sercem stała na środku przed tronem. Wszędzie były anioły. 
- Alex, musisz spełnić kilka warunków. - Odpowiedział sucho facet siedzący na tym ogromnym krześle. 
- Słucham. - Powiedziała i spojrzała na niego dziarsko. 
- Wracasz na Ziemię jako ktoś inny. Twoje ciało leży w grobie, w dodatku zmasakrowane. Dostaniesz nowe, całkowicie inne. 
- Co mam przez to rozumieć? - Spytała.
- Byłaś brunetką, będziesz blondynką. Byłaś niska, będziesz wyższa. Jedyne co zostanie Ci ze starego wyglądu to te niebieskie oczy, w których Harry się zakochał. To one będą dla niego podpowiedzią.
 - COO?! David, o co tu chodzi?! - Myślałem, że się przewrócę jak to usłyszałem. 
- Zamknij się, tylko ich słuchaj. - Odparł chłopak. A raczej anioł? Nie myśląc o tym dłużej wsłuchałem się w słowa Alex. 
- Możesz jaśniej? - Spytała.
 - Będziesz wyglądać inaczej, dostaniesz także nowe imię i nazwisko. Nikomu nie będziesz mogła powiedzieć swoich prawdziwych danych. Wracasz na Ziemię tylko dlatego, że ten chłopak kocha Cię do szaleństwa i śmierć nie była Ci jeszcze pisana. Zostaniesz na stałe, jeśli w przeciągu miesiąca zdobędziesz jego serce jako Julie. Julie Carter. Zrozumiano?
- Szczerze? Niezbyt. 
- Alex! - Przepraszam... Po prostu zadam Ci kilka pytań i wtedy ogarnę.
- Słucham.
- Co jeśli ktoś domyśli się kim jestem?
- Nic. Po prostu będzie wiedział. A nawet życzę Ci by w przypadku Harry'ego tak było. Jeśli sam domyśli się, że jesteś jego dziewczyną to wszystko poleci jak z górki. 
- A co jeśli sama się przyznam?
- Wrócisz do Nieba. Na stałe. - Poczułem, że się chwieję i dlatego podparłem się o ramię Davida. Ten złapał mnie za rękę tak samo jak przed moją klatką i powiedział.
- Zamknij oczy. - Od razu uczyniłem to, o co prosił. 

- Otwórz. - Zamrugałem lekko bojąc się, gdzie tym razem mnie przeniósł. Uspokoiłem się widząc znajomą ulicę i budynek, w którym mieszkałem. - Czy teraz wierzysz w to, co usłyszałeś w klubie? - Spytał, a ja nadal oszołomiony pokiwałem głową. - Ona ci powiedziała. Wraca tam, skąd przyszła. Rozumiesz to? - Słysząc te słowa nogi zrobiły mi się jak z waty i gdyby nie jego mocny uścisk chyba upadłbym na zimny chodnik. Tych wszystkich rewelacji było za dużo... Czułem, że nie dam rady objąć tego rozumem. W końcu, takie rzeczy nawet w bajkach się nie dzieją!
 - Harry. Nie mamy wiele czasu. Jeśli chcesz się z nią pożegnać, to musimy już iść. - Nim zdążyłem dokładnie przeanalizować to, co powiedział, już pędziliśmy w dobrze znanym mi kierunku. Na cmentarz.



Z perspektywy Julie/ Alex

15 minut. Właśnie tyle minut życia mi pozostało.
 - Szlag by to wszystko trafił. - Powiedziałam i stanęłam przed swoim grobowcem. Wciąż leżały na nim kwiaty, a wokół paliły się kolorowe lampki. Znak, że nie zapomnieli. 

Spojrzałam na fotografię, która wystawała spod wiązanki. Dziewczyna na zdjęciu ledwie się uśmiechała, jednak w jej oczach widać było ogromne szczęście. Ponoć oczy są zwierciadłem duszy, dlatego to one pokazywały moje prawdziwe uczucia. Twarz mogłabym mieć nawet kamienną, ale oczy i tak ukazałyby, że byłam zadowolona z życia. Szkoda, że tylko z tego pierwszego. Swoją drugą szansę spieprzyłam po całej linii. Z pewnością mogłam się bardziej starać, wczuć w rolę - może nie czekałabym tu teraz jak ostatnia idiotka na śmierć. Może. A może tak to właśnie miało się zakończyć? Może anioły się pomyliły i naprawdę miałam zginąć na amen tamtego feralnego dnia? Może po prostu ja i Harry nigdy nie byliśmy sobie pisani? Może. Głupie gdybanie. 
Łzy już nie spływały mi po policzkach. Nie czułam smutku. Jedynie pustkę i żal do samej siebie. Moja niewyparzona gęba musiała dać o sobie znać akurat w tej sprawie. Zostało 10 minut. Czas nieubłaganie leciał. 

5 minut. Ostatnie 5 minut życia. 
W tym momencie oddałabym wszystko, żeby go zobaczyć. Zobaczyć, przytulić, przeprosić za całe to zamieszanie... Pocałować, na pożegnanie. Wtedy nie miałam już jak. 
- Alex? Alex! - Uniosłam głowę i wydawało mi się, że go zobaczyłam. To musiało być jakieś przywidzenie - prawdziwy Harry nie uwierzył i powiedział, że nie chce mnie znać. Ale ta zjawa, wyglądająca zupełnie jak on cały czas się zbliżała. Wreszcie stanęła, mniej więcej 5 metrów ode mnie. Była taka rzeczywista. Poczułam, że pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. 
- Alex... Ja nie wiem, co powiedzieć. Wybacz mi, błagam. - "Harry" złapał się obiema rękoma za głowę i zapłakał. - Boże, byłem taki głupi... Od początku coś się tu nie zgadzało, od początku mnie do ciebie ciągnęło... - Zaskomlał i schował twarz w czarny szalik, który często to ja nosiłam na szyi. Przywoływał tyle wspomnień. 
- Ja... Ja cię tak strasznie przepraszam. - Powiedziała zjawa i zrobiła krok w przód. Natychmiast odsunęłam się do tyłu, co wywołało na twarzy zjawy chłopaka zaskoczenie pomieszane z bólem.
- Nie odsuwaj się, proszę. Pozwól mi się z tobą pożegnać. Bo choć byłbym gotów sam umrzeć wiem, że to nic nie da. - Znowu się zbliżył, a ja tym razem ustałam w miejscu. Walczyłam ze sobą, ale za każdym razem kiedy się przysuwał, dzielnie się nie ruszałam. Dopiero, gdy dzieliło nas kilkanaście centymetrów, powiedziałam. 
- Tak bardzo chciałabym uwierzyć, że nie jesteś jakimś chorym wyobrażeniem. Tak bardzo chciałabym, aby prawdziwy Harry mnie nie znienawidził i żeby stanął tu przede mną. - Chłopak otworzył szeroko oczy i przez chwilę nie wiedział, jak odpowiedzieć. Dopiero po kilku sekundach się odezwał.
- Alex... To ja! Wstyd mi, że mówiłem takie bzdury, ale wiesz, że tak nie myślę... Proszę cię, uwierz mi. - Mówił i mówił, a ja płacząc kręciłam głową. Wciąż słyszałam w głowie jego słowa "nie chcę cię więcej widzieć". Zjawa nie wiedziała co robić, była roztrzęsiona niemal jak ja. 
- Co mam do cholery zrobić, żebyś mi uwierzyła? Stoję tu przed tobą, cały i w stu procentach rzeczywisty. Do tego błagam o wybaczenie. - Zawył, a łzy ciekły mu po twarzy jak oszalałe. 
- Pocałuj mnie. - Jeśli był prawdziwy, to mógłby to uczynić. - Na pożegnanie. - Harry otarł słony płyn z policzków i spojrzał na mnie tak, że zakręciło mi się w głowie. 

- Na pożegnanie. - Powtórzył i z całej siły przyciągnął mnie do siebie. Poczułam ciepło jego dłoni na biodrach, a po chwili także smak jego ust na swoich. Już wiedziałam. To był on. Przyszedł. Naprawdę do mnie przyszedł. Niewiele myśląc zatopiłam palce w jego burzy loków i mocniej wtuliłam się w jego tors. Całował mnie z ogromną pasją i bólem, a ja nie pozostawałam mu dłużna. To były nasze ostatnie wspólne chwile. Musiałam się tym nacieszyć. 
Nie wiem, ile czasu minęło, ale gdy odsunęliśmy się od siebie usłyszałam ciche łkanie. Zdziwiona spojrzałam za Harry'ego i moim oczom ukazał się zapłakany David. 
- Jesteście dla siebie stworzeni, matko... Styles, że też musiałeś być takim idiotą! - Zawył i wysmarkał się w chusteczkę. Oboje patrzyliśmy na niego oszołomieni. - W każdym razie, cieszę się, że chociaż sobie co nieco wyjaśniliście zanim zjawił się Michael. - Podszedł i niespodziewanie przytulił nas oboje do siebie. Nie minęła chwila, a ryczeliśmy w trójkę. Każdy był nieszczęśliwy do granic możliwości. David smucił się moją porażką, Harry wiedział, że za chwilę znowu mnie straci, a ja wiedziałam, że stracę jego. Myśląc o tym, ścisnęłam jego ciepłą dłoń szukając w tym geście odrobiny otuchy. Chłopak spojrzał na mnie smutno i opiekuńczo cmoknął mnie w czoło. Poczułam się jak mała, bezbronna dziewczynka, która znalazła idealnego dla siebie księcia. Księcia do miłości i obrony, przy którym czuła się bezpiecznie i dobrze.
 - Nie chcę umierać, Hazz. - Wyszeptałam i spuściłam głowę. Poczułam, jak lokers się wzdrygnął i mocniej przyciągnął mnie do siebie. 
- Sama sobie zgotowałaś teraz taki los, droga Alex. - Jak na komendę odwróciliśmy się w stronę grobu, obok którego zobaczyliśmy trzech aniołów i Michaela, który uśmiechał się delikatnie. David zawył głośno, jakby wiedział, że nie dadzą mi już zbyt wiele czasu. 
- Miło mi was widzieć razem. Szkoda tylko, że nie pozwoliłaś temu młodemu człowiekowi zgadnąć, kim jesteś. Nie dałaś sobie rady ze stresem, jaki towarzyszył twojej roli. - Słysząc to spuściłam głowę zawstydzona i wściekła na samą siebie. 
- Przykre. Wyglądacie razem tak... Słodko. - Anioły, które przyszły razem z nim zachichotały cicho. To wszystko wyglądało tak, jakby każdy z nich cieszył się z mojej porażki. -
No, ale już nic nie zrobimy, czas nagli. Zbierajmy się. - Dodał na koniec, a wszędzie wokół zaczęło się robić dziwnie jasno. Wiedziałam, że to koniec. Dlatego spojrzałam ostatni raz na Harry'ego i kiedy on sam podchwycił mój wzrok, powiedziałam szeptem.
- Kocham cię. Zawsze będę. Nie zapomnij o mnie, proszę. - Widziałam, że łzy stanęły mu w oczach. Byłam zła na siebie za to, że to przeze mnie taki cudowny człowiek tyle cierpiał.
- Nie zostawiaj mnie, błagam. Nie umiem bez ciebie żyć. - Odpowiedział i niespodziewanie zamknął mnie w szczelnym uścisku. Robiło się coraz jaśniej... 
- STOP! Przestań, Michael! - Wrzasnął nagle zdenerwowany David i wyszedł ku opiekunowi dusz. Jego reakcja sprawiła, że jasne światło zniknęło i wszystko - przynajmniej na chwilę -  wróciło do normalności. Harry wciąż trzymał mnie w żelaznym uścisku i nie chciał puścić. 
- O co chodzi, hm? - Spytał lekko wytrącony z równowagi Michael. Reszta aniołów również nie była z tego zbyt zadowolona. 
- Nie zgadzam się na to! Pochodzimy z Nieba, na litość Boską! Okaż serce i pozwól tej dwójce dalej razem ułożyć sobie życie. - Powiedział pewnym głosem i dzielnie spojrzał na mężczyznę, który powoli tracił panowanie nad sobą. 
- To byłoby pogwałcenie wszelkich praw! - Wykrzyknął zdenerwowany. - Dziewczyna dostała już jedną szansę. Nie potrafiła jej wykorzystać, to trudno. - Wzdrygnęłam się na te słowa, co nie uszło uwadze Harry'ego. Pogłaskał mnie opiekuńczo po plecach i wyszeptał.
- Nie bój się, jestem tu. - Nawet w tak beznadziejnej sytuacji, te słowa dodały mi otuchy. 
- Michael, zastanów się jeszcze... - Targował się dalej David, ale ja wiedziałam, że to nie ma sensu. Wyswobodziłam się z uścisku Styles'a i podeszłam do przyjaciela. Tak, zdecydowanie po tym co dla mnie robił, z czystym sercem mogłam tak go nazwać. 
- Dziękuję ci za wszystko, ale to chyba już koniec. - Odezwałam się do niego i złapałam go za rękę. - Wystarczająco mi pomogłeś, a kłócąc się z nim robisz tylko sobie samemu problemy. - Anioł spojrzał na mnie mętnym wzrokiem. On również płakał, zapewne z bezsilności. 
- Alex, ja... - Zaczął, ale przerwał mu wściekły Michael. 
- Zbieramy się, koniec tej szopki. - Słysząc to przytuliłam mocno chłopaka i zwróciłam się jeszcze bezpośrednio do wyraźnie znudzonego mężczyzny.
- Czy mogę dostać jeszcze minutę? - Michael wywrócił oczami, dlatego od razu kontynuowałam. - Błagam. Przyrzekam, że potem nie będę już robić problemów. To tylko minuta. - Westchnął ciężko, a jego podwładni mu zawtórowali. Mimo wszystko pokiwał głową na znak zgody. Nie tracąc ani chwili, wróciłam do Harry'ego, który rozpłakał się jak małe dziecko. Jego oczy były tak smutne, że zakuło mnie w sercu. Starłam łzy, które spływały po jego bladych policzkach i odgarnęłam mu loki z twarzy. 
- Nie zadręczaj się tym, proszę. - Objęłam go delikatnie wokół szyi i złożyłam na jego malinowych ustach ostatni pocałunek, podczas którego nasze słone łzy się wymieszały. Serca oboje mieliśmy połamane na kawałki. - Żegnaj, Harry. - Wymamrotałam, kiedy się odsunęłam. 
Z trudem puściłam jego ciepłe ciało i wróciłam do Michaela. Ten zaczął mówić w jakimś dziwnym języku, a wokół znowu zaczęło robić się jasno. Odwróciłam na chwilę głowę i rzuciłam Harry'emu jeszcze jedno spojrzenie, pełne miłości i smutku, po czym zamknęłam oczy w oczekiwaniu na koniec.

- Stop, stop, stop!!! - Nie wiedząc, co się dzieje uniosłam powieki i ujrzałam zdesperowanego Davida, który żywo tłumaczył coś Michaelowi i jego świcie.
- To twoja ostateczna decyzja? - Powiedział mężczyzna, a aniołowie patrzyli na Davida z podziwem wymalowanym na twarzy. Zmarszczyłam czoło, nie wiedząc o co chodzi. 
- Tak. Jestem w stanie to zrobić. - Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mnie. Chyba zobaczył, że nie bardzo rozumiałam całe to zamieszanie, dlatego podszedł do mnie i powiedział.
- Niedawno obiecałem, że ci pomogę... - Puścił mi perskie oko.
- David, co ty zrobiłeś? O co chodzi? - Zaczęłam się niepokoić. - Posłuchaj. - Westchnął i złapał mnie za rękę. 
- Wszystko ci wyjaśnię, ale najpierw musisz obiecać, że się nie wściekniesz. No, i zawołaj tu pana gwiazdę, bo wygląda jakby z nerwów miał  zaraz sam umrzeć. - Uśmiechnął się, a ja w roztargnieniu przywołałam Harry'ego ruchem ręki. Ten natychmiast do nas podszedł i złapał mnie za nadgarstek. 
- O co chodzi, zmienili decyzję? - Zapytał z desperacją. 
- Właściwie, to tak. - Odpowiedział mu David, a ja spojrzałam na niego z otwartą buzią. 
- Będziesz żyć, Alex. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu i pokiwał głową. Harry oszalał ze szczęścia, znowu zaczął płakać, ale tym razem były to łzy radości. Złapał mnie w talii i okręcił wokół własnej osi, a Davidowi nie przestawał dziękować. Oboje podekscytowani rozmawiali, tylko ja milczałam. Wiem, powinnam skakać i w euforii piszczeć, ale coś mi tu nie pasowało. To wszystko było zbyt piękne.
- Co jesteś w stanie zrobić, o co pytał Michael? - Odezwałam się nagle, a oni oboje przestali gadać. Harry nadal mnie trzymał, a David zastanawiał się co powiedzieć. 
- No tak, nie dasz za wygraną... - Mruknął, a ja zmarszczyłam czoło, nieusatysfakcjonowana tą odpowiedzią. 
- Po prostu... Dusza za duszę. Wystarczy? - Uniósł brwi, a my z Harry'm jak na komendę wykrzyknęliśmy. 
- Jak to?! - Poczułam, że ogarnęła mnie kolejna fala paniki, łzy wezbrały się w oczach. Przeczuwałam najgorsze. - David, co chcesz przez to powiedzieć, na Boga? - Wyszeptałam, ponieważ bałam się, że mój głos nie podoła. Harry złapał mocniej moją dłoń i uścisnął. Anioł podrapał się po głowie i odparł.
- Alex... Zrozum, to nic takiego... - Próbował się wymigać. To sprawiło, że coraz więcej czarnych scenariuszy pojawiało się w mojej głowie. 
- Mów, do cholery. Widzisz, w jakim jest stanie. To dla każdego z nas zbyt wiele, nie trzymaj jej w chorej niepewności. - Powiedział w miarę spokojnie Harry, jednak wiedziałam, że również się denerwował. David westchnął cicho i spojrzał mi w oczy.
- Odzyskasz dawne życie, Alex. Lecz w zamian za to ja stracę duszę anioła. - Zrobiło mi się gorąco, a nogi nie chciały już współpracować. 
- Harry, zaraz upadnę. - Powiedziałam, a ten natychmiast mocno objął mnie w pasie i przytrzymał. On sam również był w szoku, jednak zachował zimną krew.Ja natomiast nie wiedziałam co robić. Chciałam krzyczeć, siłą zabronić mu takiego poświęcenia, jednak byłam zbyt wyczerpana. 
- David, nnnnie... Nie możesz tak postępować. Nigdy sobie tego nie wybaczę. - Mruknęłam i zmarszczyłam czoło. Owszem, niczego tak nie pragnęłam, jak starego życia, ale nie mogłabym funkcjonować z takim poczuciem winy. 
- Alex, proszę... Nie utrudniaj. Michael się zgodził. Nie przeżywaj tego tak. W końcu będziesz musiała żyć tak, aby Harry nie musiał zastanawiać się, czemu jesteś smutna. - Mój chłopak spojrzał na niego z uniesionymi brwiami. 
- Mówisz to tak, jakbym miał tego nie pamiętać. - Powiedział wyraźnie niezadowolony. 
- Bo tak będzie. Zapomnisz. Tylko Alex będzie znać prawdę. No chyba, że będzie sobie życzyła, to jej również Michael usunie wspomnienia. - Odparł i uśmiechnął się w moją stronę. Poczułam, że moje zdenerwowanie nagle się zmniejszyło. Nie wiedziałam, czy anioły potrafiły wpływać także na cudze nastroje, ale byłam prawie pewna, że to sprawka któregoś z nich. 
- Nie. Chcę cię pamiętać. - Odezwałam się nagle, moje słowa ewidentnie poprawiły Davidowi humor. - Ale zanim się zgodzę, co jest trudne, muszę wiedzieć. Co się z tobą stanie? - Anioł przygryzł dolną wargę i powiedział.
- Będę czuwać nad wami. Ale już nie jako anioł, ale dusza zwykłego człowieka. - Michael stojący kawałek dalej wywrócił oczami, jakby nie do końca zrozumiał wybór swojego podwładnego. Ja sama również go nie rozumiałam, ale czułam, że nie pozostaje mi nic innego, jak tylko się zgodzić.
- Czyli nie znikniesz całkowicie? - Spytałam, a wszystkie pozaziemskie istoty otaczające mnie i Harry'ego zaczęły się śmiać. Zdziwiona spojrzałam na lokersa, który również nie wiedział, co wywołało u nich napad śmiechu. 
- Nie, Alex. Po prostu będę rangę niżej. - Powiedział i pogłaskał mnie po ramieniu. - Będę się wami opiekować. No, jeśli oczywiście się zgodzisz. W końcu jeszcze tego nie zrobiłaś, a bez tego całe moje poświęcenie nie ma sensu. - Uśmiechnął się szeroko, co po chwili odwzajemniłam. Nie chciałam, żeby to wszystko robił, ale perspektywa powrotu do dawnego życia była zbyt piękna, nie mogłam powstrzymać radości. 
- No, to jak będzie? - Michael zawołał, a ja wyswobodziłam się z ramion Hazzy i przytuliłam mocno swojego przyjaciela na pożegnanie. 
- Dziękuję. - Wyszeptałam mu do ucha. - Zgadzam się. - Powiedziałam już głośniej. 

- Życzę wam szczęścia. No, i nie spieprzcie kolejnej szansy. - Roześmiałam się, ale poczułam także łzy na policzkach. Było mi szkoda, że już więcej nie będę miała szansy zobaczyć tego pokręconego, życzliwego chłopaka. Naprawdę się do niego przywiązałam. 
- Heeeey, tylko mi tu nie rycz teraz! Bo wiesz, jeszcze pan gwiazda będzie zazdrosny. A chyba teraz to już nie powinien... - David puścił mi oko i rozluźnił nasz uścisk. Podszedł do Harry'ego i poklepał go po ramieniu. 
- Powodzenia, stary. To genialna dziewczyna, zajmij się nią jak należy... - Uśmiechnął się lekko i po chwili kontynuował. - Bo jak nie, to znajdę sposób, żeby ci dokopać. - Oboje zaczęli się śmiać, a ja spostrzegłam, że po raz trzeci wokół nas pojawiło się białe światło. 
- Już czas. Żegnajcie. - Powiedział i pomachał nam na pożegnanie. Zdążyłam jeszcze złapać Harry'ego za rękę i obraz zaczął się zamazywać. Białe strugi światła oślepiały niemiłosiernie. 


Aż w końcu, nastała całkowita ciemność. 


____________


BOŻE CHCE MI SIĘ PŁAKAĆ! 
Nie wierzę, że to ostatni rozdział! Zdaję sobie sprawę z tego, że nie opisałam tego wszystkiego tak, jak chciałam, ale mam nadzieję, że i tak wyobrazicie sobie wszystko w miarę właściwie. Liczę, że nikogo nie zawiodłam, w końcu mamy HAPPY END!

Wszystkich podziękowań, statystyk i słów ode mnie spodziewajcie się pod epilogiem, który mam nadzieję pojawi się niebawem. 

Na końcu jeszcze dodam, że przepraszam wszystkich autorów, których blogi czytam. Teraz był u mnie tak gorący okres, że nie miałam czasu zagłębiać się w Wasze notki, nie mówiąc o komentowaniu...
Ale wracam! Wszystko nadrobię! :) x

środa, 7 maja 2014

Chapter Nineteenth


Rozszyfruj mnie, zdemaskuj blef, 
Nie dowierzając unieś swą brew.
Podejdź i sprawdź, co w rękach mam... 
[...]
Padał deszcz, tak jak dziś, 
Miałaś uchylone drzwi. 
Stałem w nich, niczym pies,
W rękach niosąc bukiet ściem. 
Zatrzasnęłaś je na klucz, wystawiłaś mnie na bruk, 
I choć rację masz, że nie znasz mnie, 

Jak mogłaś tak dać wkręcić się? 



Licznik: 10 dni 

- Julie, zrób mi coś dobrego na śniadanie! - Wymruczał David i z powrotem zanurzył się w białej, ciepłej pościeli. Widząc to pokręciłam głową z wyraźną dezaprobatą i ściągnęłam z niego kołdrę. 
- Nie mam czasu, leniu! Spieszę się, chłopaki mają próbę na Wembley. Obiecałam, że się zjawię. - Brunet zaczął jęczeć, lecz po chwili wstał z łóżka i stanął tuż przede mną. 
- Jadłaś coś? - Spytał i zlustrował mnie powoli wzrokiem. Wiedział, że jadałam jak skowronek i bardzo mu się to nie podobało. Bardzo lubił przypominać mi, że wciąż jestem człowiekiem i mogę z powrotem umrzeć. 
- Ehm, no wiesz... Mówiłam ci, że się spieszę. - Anioł wywrócił oczami i zaciągnął mnie migiem do przestronnej kuchni, gdzie usadził mnie na krześle i nakazał cierpliwie czekać. Sam zabrał się za robienie kanapek i herbaty. 
- David, ja serio muszę niedługo lecieć, nie wiem o której mam następny autobus. Będzie draka, jak się nie stawię. - Wymamrotałam i położyłam głowę na zimnym stole. Naprawdę nie miałam czasu na uroczyste śniadanka. 
- Oj mała, daj spokój. Kwadrans cię nie zbawi. - Puścił mi oko i postawił przede mną ogromną stertę apetycznie wyglądających kanapek i dwa kubki czarnej herbaty z cytryną. Uśmiechnęłam się lekko i wiedząc, że mi nie odpuści sięgnęłam posłusznie po kromkę. 
- Grzeczna dziewczynka. - Spojrzałam na niego spode łba - wiedział, że nie lubiłam gdy traktowało się mnie jak dziecko. 
- No już, już, tylko się nie dąsaj, bo pan Harry Gwiazda Tępy Styles pewnie woli cię w wesołym wydaniu. - Zachichotał rozbawiony swoim niezbyt mądrym tekstem i również zabrał się za jedzenie. 
- Nic mi nie mów o Harry'm, dobrze? Strasznie się boję, jak się dziś zachowa, w końcu zobaczymy się pierwszy raz od tamtego... No wiesz sam... - Czułam, że policzki spłonęły mi krwawym rumieńcem, przez co utkwiłam wzrok w talerzu. 
- Oj laska, nie myśl o tym! Będzie dobrze, musi być. Uśmiechaj się do niego, pokazuj, że jest okej. Uwierz mi, sam głupi uśmiech potrafi zdziałać cuda. W dodatku ty masz śliczny uśmiech. Wiem co mówię mała, jestem aniołem, ale też tymczasowo facetem. No już, kończ śniadanie, pij herbatę, wykrzyw ładnie usta i heja, Styles będzie twój! - Nie mogłam wytrzymać i parsknęłam śmiechem, a David zaraz za mną. Dokończyliśmy jedzenie w kilka minut, potem on postanowił zająć się sprzątaniem, a ja wybiegłam na przystanek w nadziei, że szczęście mi choć trochę dopisze i załapię się na jakiś autobus. 

[...] 

Wybiła godzina 11:00, kiedy stałam pod wejściem na zapierający dech w piersiach Wembley Stadium. Nigdy nie przyglądałam mu się z tak bliska, nie wiedziałam, że robi takie wrażenie. Chłopcy muszą być z siebie naprawdę dumni - trasa po tym i innych słynnych stadionach to niemałe osiągnięcie. 
Podeszłam do portierni, gdzie oddałam do kontroli identyfikator wytwórni i już po chwili maszerowałam zaraz za ochroniarzem wgłąb monumentalnej budowli. 
- Julie, jesteś! - Nie zdążyłam się obrócić, a już znajdowałam się w ramionach Niall'a. Oboje oczywiście zaczęliśmy się śmiać, jak to my. 
- Zajmę się nią. - Wyszczerzył zęby w kierunku kolesia, który mnie prowadził, na co ten kiwnął głową i odszedł z powrotem do swojego miejsca pracy. Nialler złapał mnie za rękę i poprowadził w nieznanym mi kierunku.
- Jeja, nawet nie wiesz, jak się jaramy! Zaraz zobaczysz scenę i całą ekipę, padniesz! Kto by pomyślał, my tutaj, ha! I to już dzisiaj, dasz wiarę? - Gadał jak najęty, a niebieskie oczy aż mu błyszczały z podekscytowania. Widząc to uśmiech sam cisnął mi się na usta. 
- Jestem dumna, na pewno świetnie wam pójdzie. - Przybiliśmy piątkę i w tym momencie moja szczęka opadła z wrażenia. Przed nami rozciągała się kolosalnych rozmiarów scena, wszędzie biegali ludzie i pilnowali, by wszystko było idealne.
- Nieźle, no nie? - Powiedział i zachichotał. Pokiwałam wolno głową i ruszyliśmy do wejścia za kulisy, gdzie relaksowała się reszta zespołu. W drodze nadal podziwiałam to wszystko, co widziałam przed oczyma. To było naprawdę niesamowite. 
- Nie pukaj, tylko wchodź. Nawet jeśli latają nago, to są przyzwyczajeni. - Roześmiałam się i popchnęłam lekko drzwi. 
- Siemasz, Julie! Podoba ci się? - Krzyknął Louis, którego Zayn zaraz trącił w ramię.
- Głupku, to się nie może nie podobać. - Wywrócił oczami, ale po chwili i tak posłał w moją stronę cień uśmiechu. 
- Jest epicko, kurna! Jestem tak podekscytowany, że nawet sobie tego nie wyobrażasz. - Odezwał się Liam, który grał na xbox'ie. Byli tu wszyscy, z wyjątkiem jednej osoby... Bardzo ważnej osoby.
- Gdzie Harry? - Spytałam, czym zwróciłam na siebie uwagę całej czwórki. Wszyscy prócz Lou wzruszyli ramionami.
- Powiedział, że przyjedzie przed samym występem. Uznał, że będzie się tu nudził. - Mruknął Tomlinson, który chyba jako jedyny był lepiej poinformowany. Zdziwiona uniosłam brwi, ale nie skomentowałam tego. 
- No okej, w takim razie jak już do końca ustawią scenę to skoczymy na godzinkę i was trochę rozśpiewamy... Harry mam nadzieję, zrobi to indywidualnie. Wie chyba, że to bardzo ważny dzień. - Wszyscy pokiwali głowami, najwyraźniej podzielając moje zdanie. 



5.55 pm

- Ustawiajcie się, panowie! No już! Za 5 minut wchodzicie, support już podreptał dawno do garderoby. - Pech chciał, że dzisiejszego wieczoru przypadła mi rola managera i wszystko spoczęło na mojej głowie. Nie byłam o to zła, ale strasznie się denerwowałam - chciałam żeby było idealnie.
- Louis, Zayn, Niall, Liam, Ha... Gdzie jest, do cholery Harry? - Mruknęłam i poczułam, że serce ze zdenerwowania zaczęło mi walić jak oszalałe.  Chłopcy spojrzeli na siebie zaskoczeni, ale nie mieli zielonego pojęcia. 
- Prosi się o spranie tyłka! - Warknęłam i wyciągnęłam telefon z kieszeni, od razu wybrałam jego numer. 
- Komenda Policji, słucham. 
- Nie rób sobie żartów. Gdzie jesteś, Harry? 
- W Londynie, a co? 
- Czy ty coś piłeś? 
- A ty jesteś moją matką, Julie? 
- Kurwa mać, Harry! Za 4 minuty wychodzisz na scenę, otwierasz światową trasę koncertową! Nie wiem, co robisz, ale masz całe 120 sekund na to, żeby się przede mną zjawić, oczywiście już w stroju. - Cała roztrzęsiona zakończyłam połączenie i ledwo powstrzymałam się od kopnięcia w ścianę. Nigdy, ale to przenigdy nie spotkałam się z nim w takim wcieleniu. Nieodpowiedzialny Harry Styles, z tej strony się nie znaliśmy. Miałam nadzieję, że to nie wina tego, co między nami wtedy zaszło.
- Już idzie? - Zapytał nagle Liam, który również bardzo się tym wszystkim zestresował. 
- Tak. Zaraz przyjdzie... - W duchu modliłam się, aby to była prawda. 

- Jasny gwint, została minuta! Gdzie on jest?! - Cała ekipa wrzała z wściekłości, co w ogóle mnie nie dziwiło. Harry zachował się jak szczeniak, a nie miał 10 lat. To było całkowicie niepoważne z jego strony. I naprawdę miałam złe przeczucia. Podświadomość podpowiadała mi, że do tego wszystkiego przyczynił się nasz pocałunek. Ale mimo to nic nie rozumiałam. Po co robić pośmiewisko z całego zespołu? Czasami miałam wrażenie, że on naprawdę był tępy. 
- No, dlaczego nie wchodzimy jeszcze na scenę? - Pisnęłam i od razu odwróciłam się do tyłu. Styles stał zaraz za mną, dlatego wpadliśmy na siebie. 
- Przestraszyłeś mnie! Ale to nie jest teraz ważne. Na scenę, won! Nie chcę was tu dłużej widzieć. - Popchnęłam całą piątkę w stronę ogromnych drzwi, na których świecił się ogromny, zielony napis "Arena". 



2 godziny później.

- Padam... - Chłopcy po kolei weszli do garderoby, w której siedziałam jak na szpilkach i piłam mrożoną kawę. Nareszcie całe show dobiegło końca, a ja mogłam w pełni odetchnąć z ulgą. Z tego, co donosiła mi co jakiś czas ekipa, nie ośmieszyli się i fani byli zachwyceni. Całe szczęście. 
- Ale przyznajcie, było zajeeeeeebiście! - Wykrzyknął Niall i zmęczony opadł na kanapę, tuż obok mnie i posłał mi słodki uśmiech. 
- Tak, żałuj Julie, że to przegapiłaś. Ta energia, ahh. - Rozmarzył się Louis i również usiadł. 
- Wiecie, przepraszam was bardzo, ale musiałam odreagować. - Mówiąc to spojrzałam wymownie w stronę osoby, która w tym momencie wzbudzała we mnie bardzo skrajne emocje. Harry stał przy drzwiach i nawet na mnie nie patrzył. Myślami chyba w ogóle nie było go w tym pomieszczeniu. Przeczesał palcami wilgotne od potu loki i oznajmił cicho, że idzie wziąć prysznic. Reszta również podłapała ten pomysł, dlatego dałam im pół godziny wolnego. Z tego co słyszałam, chcieli potem iść na drinka. Nie byłabym chętna na taki wypad, gdybym sama nie potrzebowała alkoholu. 
Musiałam, musiałam się odstresować. 

Kierowca zawiózł nas do jednego z największych klubów nocnych w Londynie, co chłopakom bardzo się spodobało. Mnie to tak nie rajcowało, ale ja to ja, ja zawsze byłam nietypowym człowiekiem. 
Jak zawsze znalazł się dla nas stolik w lekko odosobnionym miejscu, z czego każdy z nas był zadowolony. Potrzebowaliśmy odetchnąć. 
- No dobra, to ja idę zamówić pierwszą kolejkę. - Powiedział Zayn i kiwnął głową w stronę Niall'a, aby ten się ruszył i mu potowarzyszył. Irlandczyk od razu zerwał się z kanapy i razem poszli w stronę baru. Louis rozmawiał energicznie z Liam'em o tym, co trzeba na następny występ poprawić w jego odsłuchu, dlatego skorzystałam z okazji i przysunęłam się niepewnie do Harry'ego, który żywo sprawdzał coś w swoim iPhone. 
- Jest szansa, że później porozmawiamy? - Mruknęłam cicho w jego stronę. Chciałam wyjaśnić to, dlaczego tak nieodpowiedzialnie dziś postąpił i przede wszystkim spytać, czy miało to ze mną jakiś nawet najmniejszy związek. 
- Nie wiem, w jakim będę stanie. - Nawet na mnie nie spojrzał, tylko wstał i podreptał w stronę baru, gdzie stali jego przyjaciele i czekali na zamówienie. 
- O co chodzi... - Wyszeptałam sama do siebie i opadłam zmartwiona na kanapę. Byłam całkowicie zdezorientowana i zła. Co w niego wstąpiło? To przez to wszystko, co miało miejsce w studiu? 
Gdzie podział się słodki i odpowiedzialny chłopak, który zawładnął moim sercem, gdy tylko się poznaliśmy? Czemu nagle, ni z gruszki zastąpiła go jakaś zimna i szczeniacka lalka? 


Godzinę później. 


Razem z chłopakami wypiliśmy po parę drinków, tego nam było trzeba. Każdy z nas trochę się odprężył, mieliśmy ciężki dzień. Oczywiście mówiąc chłopaki, miałam na myśli wszystkich prócz księcia Harry'ego... Jak to go David dziś rano nazwał? Aż żałowałam, że zapomniałam.
- No Julie, a gdzie zgubiłaś swojego amanta? - Zapytał Malik, a wszyscy zaczęli chichotać. 
- W zasadzie, to nie powinniśmy się tak galopować. Mój, to za dużo powiedziane. - Odparłam i przeczesałam palcami blond pasmo, które opadło mi na czoło. 
- Doobra, nie chcesz to nie mów na razie, poczekamy aż trochę więcej wypijesz i sama zaczniesz gadać. - Dopowiedział mulat, a wszyscy znowu parsknęli. Ja tylko pokręciłam głową rozbawiona i wstałam od stolika. 
- Idę do toalety. - Mruknęłam w ich stronę i lekko chwiejnym krokiem pomaszerowałam do drzwi, na których narysowany był patyczak w sukience, jak to mówiły zawsze małe dzieci. Weszłam do środka i podeszłam do lustra, gdzie poprawiłam lekko fryzurę i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam jakieś dziwne odgłosy. 
- Haaa... Haaarry, ugh strasznie mi się podobasz... - Stanęłam jak wryta i błagałam Boga o to, aby okazało się, że to nie o tego Harry'ego chodziło. Niestety Ten nie wysłuchał mojej prośby, bowiem po chwili usłyszałam niski, zachrypnięty głos swojej miłości. Dochodził z jednej z kabin po drugiej stronie toalety. 
- Kelly, spraw bym zapomniał. - Wyszeptał i w tym momencie coś zagruchotało lekko, jakby przycisnął ją do ściany. A ja stałam jak ta głupia i czułam, że złość, która we mnie się tliła powoli zamieniała się w furię. 
- Wszystko co chcesz, Harry. - Nie wytrzymałam i szybkim krokiem podeszłam do kabin. Były dwie, jedna z nich otwarta na oścież, dlatego nietrudno było mi się domyślić, gdzie jest Harry. Nie patrząc na konsekwencje złapałam za klamkę i drzwi z hukiem się otworzyły, a za nimi stała ruda, długonoga dziewczyna i nikt inny, jak Hazz. Oboje spojrzeli na mnie osłupieni. 
- Co to ma do cholery być?! - Wrzasnęłam donośnie, nawet nie wiedziałam, że mam takie możliwości. Nastolatka od razu uciekła, zostaliśmy tylko my. Żadne z nas się do siebie nie odzywało, staliśmy jak dwójka idiotów w damskim kiblu i w każdym z nas tliła się ogromna wściekłość. 
- Czy ktoś cię, kurwa prosił żebyś za mną chodziła?! Jestem dorosły i mogę robić co chcę! - Zaczął krzyczeć i momentalnie zrobił się cały czerwony. Mozolnie wyszedł z kabiny lekko pijackim krokiem i stanął tuż przede mną. - Spławiłaś mi laskę. - Warknął i spojrzał na mnie tak, że się przestraszyłam. Tego jeszcze nie było, Harry nigdy nie wzbudzał we mnie takich uczuć. 
- Czy ty siebie słyszysz? Harry do cholery, zachowujesz się jak ostatni idiota! Co w ciebie wstąpiło! - Odpysknęłam się i pomimo strachu, śmiało spojrzałam w jego zielone, lekko zamglone oczy. - To co się między nami stało... Naprawdę nic dla ciebie nie znaczyło? - Niemal wyszeptałam i widziałam, że coś w nim pękło. 
Spuścił wzrok i zygzakiem dotarł do umywalek, o które się oparł. 
- To nie tak... - Zaczął, ale byłam tak zdenerwowana, że od razu mu przerwałam.
- A jak?! Tak to wygląda. Ale jeśli nie jestem nawet trochę ważna, to po cholerę odwzajemniłeś ten pocałunek? - Czułam, że łzy poleciały po moich policzkach. Nie mogłam w żaden sposób nad nimi zapanować. - Lepiej byłoby chyba, gdybyś od razu mnie odepchnął i powiedział, żebym wyszła. - Zapadła między nami głucha cisza, którą po paru minutach przerwał Harry. 
- Czy ty nie rozumiesz Julie, że ja chciałem teraz o tobie zapomnieć? Chociaż na moment! Jesteś w mojej głowie nie wiadomo dlaczego i po co, i wcale nie chcesz z niej wyjść. Nie wiem czemu, do cholery czuję, że mi na tobie zależy i to nie jest dobre! Nie jest! - Poczułam mocne ukłucie w sercu. Powiedział, że coś znaczę. Czy to oznacza cień szansy? A może wręcz odwrotnie?
- Nie możemy ze sobą być, nie powinniśmy w ogóle mieć ze sobą kontaktu. Myślałem nawet o tym, że porozmawiać z dyrektorem, żeby przypisał cię innym wykonawcom. Ja... Pamiętasz ten koszmar, o którym ci mówiłem? Mieliśmy o nim pogadać, ale albo mnie zbywałaś, albo nie było okazji. W końcu sam go zrozumiałem... - Spojrzałam na niego zszokowanym wzrokiem czekając na to, co dalej powie. Ja sama nie byłam w stanie wypowiedzieć choćby jednego słowa.
- ... Wszystko poskładałem do kupy i jest sensowne, czuję że o to chodziło. Najpierw ukazała mi się Alex. Zmieniła się w ciebie. A ty w trupa. Jezu, to wszystko jest takie proste!! - Wykrzyczał, a ja nadal stałam cała osłupiała. Znał prawdę? Ale jeśli tak, to czemu mamy się od siebie odizolować? 
- Alex zginęła, pojawiłaś się ty. Ten sen to cholerna przepowiednia. Ona była ze mną i nie żyje. Jeśli będziesz mieć coś ze mną wspólnego, spotka cię to samo! Że też ja na to od razu nie wpadłem, jestem taki głupi... 
Czułam, że buzia otworzyła mi się szeroko. Nogi zrobiły mi się jak z waty i czułam, że z każdą sekundą traciłam wszystko. Wszystko. 
Harry spojrzał na mnie i westchnął ciężko. 
- Przepraszam, jeśli obudziłem w tobie jakąś nadzieję czy uczucia. Wiedz, że mi też nie będzie łatwo, ale... Ale po prostu to koniec. Koniec Julie. Nie będę cię narażał, straciłem już jedną osobę. Cieszę się w sumie, że już to powiedziałem. Wiemy, na czym stoimy. - Wyszeptał i ruszył mozolnie do drzwi. Już łapał za klamkę, kiedy nie wytrzymałam i się odezwałam.
- Jesteś tak niewyobrażalnie głupi, że aż sama się dziwię. - Kolejny potok łez zalał moje policzki, kiedy zdziwiony odwrócił się w moją stronę. Zaczęłam iść w jego stronę, choć nie wiem co mną kierowało. Wyłączyłam racjonalne myślenie, w końcu nic i tak mi już nie zostało. - Jak to możliwe, że wszystko kurwa zrozumiałeś na opak?! Miałeś tyle znaków, tyle jasnych podpowiedzi, ale nie! Po co pomyśleć nad najprostszym rozwiązaniem, skoro lepiej filozofować na skalę Sofoklesa i wymyślać głupoty! - Krzyczałam i widziałam w jego oczach prawdziwe przerażenie. Czyżby zamiana ról? 
- Boże, David mi powtarzał, że jesteś tępy, ale ja cię broniłam. Teraz sama nie wiem po co, Harry. - Wytarłam niedbale policzek rękawem od bluzki, ale łzy nadal spływały mi po twarzy. - Pojawiłam się w twoim życiu niedługo po pogrzebie. Miałam załatwioną pracę z twoim zespołem. Starałam się z tobą zaprzyjaźnić, rozmawiać z tobą jak najwięcej. Nakryłeś mnie przy grobie! Czułeś, jakbyśmy się znali od dawna, sam wiesz. Nadal nic nie rozumiesz. - Załkałam i mało brakowało, a wylądowałabym na zimnej posadzce. - Ten sen miał być podpowiedzią, jest tak jasny, że psychicznie chory człowiek powinien go dobrze zinterpretować... - Warknęłam i spojrzałam mu prosto w twarz, która w tym momencie wyrażała głęboką dezorientację. 
Podeszłam jeszcze bliżej tak, że stykaliśmy się ciałami. 
- Te oczy nie mówią ci absolutnie nic? One też służyły jako podpowiedź. 
Styles patrzył na mnie i widziałam, że z emocji zaczął lekko drżeć. Ja również. 
- To ja, Harry. Alex. 



__________________

Czy jest chociaż jedna osoba, która spodziewała się takiego obrotu spraw? :) 

PS. Gratuluję osobom, które czuły, że nie będzie tak łatwo i Hazza wcale nie domyślił się dobrze - widać, że mnie dobrze znacie i wiecie, że lubię mieszać. xD 

Wgl to równo rok ma to opowiadanie, wowow. Najwyższa pora zakończyć.