poniedziałek, 27 maja 2013

Chapter Third


There's nothing left I used to cry,
My conversation has run dry,
That's what's goin' on,
Nothing's fine. I'm torn...
I'm all out of faith,
This is how I feel,
I'm cold and I'm shamed,
Lying naked on the floor.
Illusion never changed,
Into something real...


Perspektywa Harry'ego...

Ona nie żyje. 
Ona naprawdę zginęła.
Jej już nie ma.
Alex już nie ma.
MOJEJ Alex już nie ma. 
- Co ja zrobiłem?! - Zawyłem i kolejny raz tego dnia uroniłem łzy. To było silniejsze ode mnie. Straciłem sens swojego i tak wystarczająco popieprzonego życia. Straciłem Alex. Na zawsze. 
Już nigdy się nie spotkamy. Już nigdy nie zobaczę jej szerokiego uśmiechu. Już nigdy nie popatrzę w jej niesamowicie niebieskie oczy. Już nigdy nie zobaczę radości, jaką wywoływała u niej sama moja obecność. 
Już nigdy nie będzie mi dane się do niej przytulić. Już nigdy jej nie pocałuję. Już nigdy jej nie rozśmieszę, nigdy jej nie zezłoszczę. Już nigdy z nią nie będę.
Już nigdy nie będę szczęśliwy. 
Wszedłem do parku i wzrokiem zacząłem szukać jakiejś wolnej ławki. Nie chciałem wracać do mieszkania, jeszcze nie teraz. Wiąże się z nim za dużo wspomnień. Mam tam zbyt wiele rzeczy należących do Alex. 
Zauważyłem idealne miejsce, które znajdowało się na uboczu. Osoba, która zbytnio nie rozgląda się po parku zapewne w ogóle go nie widzi. I bardzo dobrze. 
Pomaszerowałem w tamtą stronę i nadal zdenerwowany usiadłem. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem delikatnie oczy, aby światło słoneczne tak bardzo mnie nie raziło. Wziąłem głęboki oddech i spróbowałem się choć trochę uspokoić. Jednak nic to nie dało. Moje myśli ciągle krążyły wokół Alex i wypadku. 
Gdybym nie robił z siebie takiego debila, to ona siedziałaby teraz obok mnie. Śmialibyśmy się w najlepsze, właściwie nie wiadomo z czego. Spacerowalibyśmy trzymając się za ręce i nie myślelibyśmy o niczym ważnym, o niczym smutnym.
Ale nie, ja musiałem dostać jakiegoś cholernego napadu, przez który zdarzył się ten wypadek. To moja wina, że ślęczę tutaj sam, a nie z nią u boku. 
To ja powinienem leżeć dwa metry pod ziemią, nie ona. Przecież to ja jechałem nieostrożnie. Alex niczemu nie zawiniła. To nie ona prowadziła, nie ona straciła panowanie nad kierownicą.
- Styles, jesteś do niczego. Zabiłeś własną dziewczynę. - Powiedziałem sam do siebie. Otworzyłem oczy i spojrzałem niepewnie w niebo. Dzisiejszego dnia o dziwo było praktycznie bezchmurne. Totalnie nie odzwierciedlało mojego depresyjnego nastroju.  

Zacząłem się zastanawiać nad tym, gdzie teraz jest dusza Alex. Nigdy nie byłem osobą praktykującą religijnie, ale miałem w tej chwili nadzieję, że jeszcze kiedyś się z nią zobaczę. Że jeszcze kiedyś dane mi będzie ją przeprosić, powiedzieć co czuję.

A teraz naszła mnie jeszcze inna myśl. Może po prostu ze sobą skończyć? 
Nie czekając ani chwili dłużej podniosłem się z ławki i pospiesznie ruszyłem w kierunku luksusowego apartamentowca, w którym od jakiegoś czasu mieszkałem. Na szczęście nie miałem daleko. Już po kwadransie stałem w windzie, która wiozła mnie na dziesiąte piętro. Czułem, że po czole spływają mi pojedyncze krople potu, a ręce nienaturalnie drżą. Oszalałem, naprawdę postradałem zmysły. Chcę się zabić. Jak zwykły tchórz. Jak tchórz, który chce uciec od konsekwencji swoich idiotycznych czynów. Żeby tylko nie cierpieć. Żeby tylko się nie obwiniać. 
Jestem tchórzem, przyznaję. Nie mam siły żyć z tak wielkim poczuciem winy. Nie mam siły żyć bez Alex. Pustka, jaką po sobie zostawiła w moim sercu jest zbyt wielka. Niczym nie da się jej zapełnić, dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ze sobą skończyć. Patty, Susane czy chociażby mama Al nie będą musiały już na mnie patrzeć. Winny tej tragedii skończy tam, gdzie powinien. W grobie. Tak, tam jest moje miejsce. 
Wyszedłem z windy i powolnym krokiem skierowałem się do mieszkania. Wyjąłem z kieszeni płaszcza klucze i otworzyłem nimi drzwi. Bez zdejmowania butów pobiegłem do salonu, gdzie znajdował się porządnie zapełniony barek. Wystawiłem na stolik dwie butelki whiskey i przemaszerowałem do łazienki. Zgarnąłem z szafki apteczkę z lekami i wróciłem z nią do pokoju. Jestem gotowy... Co ja mówię! Na to nie da się być gotowym! 
- Nie mogę ich tak zostawić bez pożegnania... - Mruknąłem pod nosem i złapałem za kartkę leżącą na ławie obok butelek i długopis, który znajdował się nie wiadomo czemu na kanapie. 


Chłopaki!
Przepraszam. Nie potrafię żyć z myślą, że to przeze mnie Alex zginęła. Wiem, że zachowuję się jak egoista, ale te myśli mnie przytłaczają. 
Mam nadzieję, że mi wybaczycie. 
Harry xx

Pisząc to łzy same ciekły mi po policzkach. Przed oczami stanęli mi Niall, Zayn, Liam i Lou, którzy smutni znajdują mnie martwego. Nie, nie mogę teraz o tym rozprawiać! Nie mogę się rozmyślić! 
- Nie zachowuj się jak baba, Styles. Zaraz to wszystko się skończy. - Otworzyłem butelkę z alkoholem i postawiłem ją bliżej siebie. Z pudełeczka wyciągnąłem tabletki nasenne- pozostałości po częstym nocowaniu tutaj Alex. Wysypałem wszystkie na rękę i wziąłem kilka głębokich wdechów. 
- Ugh, no dajesz. Raz, dwa, trzy. - Niewiele myśląc wpakowałem całą garstkę leków do ust i kiedy chciałem zapić je wódką, drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stanął wystraszony Niall. Widząc co robię podbiegł do mnie i wyrwał mi butelkę z ręki. Odstawił ją na stół i zaczął się drzeć.
- Zwariowałeś?! Wypluj to! Natychmiast! - Wiedziałem, że nie pozwoli mi teraz ze sobą skończyć. Posłusznie wyrzuciłem z siebie to świństwo na blat stolika. Dopiero teraz poczułem, jakie ohydne tabletki miałem w buzi. Skrzywiłem się czując smak, który drażnił mój język. 
- Harry błagam powiedz, że nie chciałeś się zabić! Proszę. - Wyszeptał blondyn ze łzami w oczach. Nie mogłem patrzeć na jego rosnącą histerię. 
- Niall, ja... Ja sobie bez niej nie daję rady. - Powiedziałem i przytuliłem się do niego tak, jakbym był małym chłopcem, a on moim tatą. Potrzebowałem ciepła i obecności kogoś, kto jest mi bliski. 
- Ale to nie powód do samobójstwa! - Krzyknął i przygarnął mnie mocniej do siebie. Nie wytrzymałem i zacząłem szlochać gorzej niż na pogrzebie. Musiałem wyrzucić z siebie cały żal, jaki tlił się w moim sercu. A był on naprawdę wielki.
- Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz. - Wychrypiał i złapał moją twarz w obie dłonie. Zmusił mnie do kontaktu wzrokowego- wie, że nie umiem kłamać patrząc prosto w oczy. Westchnąłem cicho.
- Niall...
- Obiecaj! - Był tak zdenerwowany, że podniósł głos. A to nie zdarzało się często.
- Obiecuję. - Wyszeptałem i oparłem głowę o jego klatkę piersiową. Wtuliłem się w miękką, fioletową bluzę, jaką miał na sobie i spróbowałem się uspokoić. Nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Jednak chłopakowi się udawało. Kiedy trochę się opanował zaczął mnie delikatnie kołysać. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. 

___________

To jedna z niewielu perspektyw Harry'ego jakie ukażą się na tym blogu. 
Wiem, że mi nie wyszła. Ale to dlatego, że chciałam by była jak najbardziej emocjonalna, a ja (w sumie to na szczęście) nie przeżyłam straty ukochanej osoby, w moim przypadku chłopaka. Trudno było mi opisywać te trudne chwile w jego życiu, tak samo jak próbę samobójczą. To było jeszcze gorsze, bo sama nigdy nie miałam takich myśli. 

Dziękuję za każdy komentarz! <3 Nawet nie wiecie jak mi miło kiedy czytam, że mój pomysł się Wam podoba, że dobrze piszę. :)


sobota, 25 maja 2013

Chapter Second

Music


Time can bring you down, time can bend your knees.
Time can break your heart, have you begging please, begging please.


Beyond the door there's peace I'm sure,
And I know there'll be no more tears in Heaven.


17 luty 2013

Ciemność.
Cisza.
Gdzie ja jestem?!
- Jest tu kto? - Krzyknęłam, ale odpowiedziało jedynie echo mojego głosu. Wystraszona wstałam z tego, na czym leżałam. Nie mogłam zweryfikować tego dokładnie, bowiem było zbyt ciemno. Postanowiłam pójść przed siebie, może znajdę wyjście albo chociaż jakiegoś człowieka.
- Czy ktoś mnie słyszy? - Znowu wrzasnęłam. Tym razem również nikt się nie odezwał. Chciało mi się płakać, ale nie mogłam. To było dziwne.
Maszerowałam dalej i nagle dostrzegłam ogromną dziurę, która była w "podłodze". Wydobywały się z niej strugi jasnego światła. Podbiegłam do niej i gdy byłam już przy samej krawędzi zerwał się silny wiatr, który popchnął mnie tak, że wpadłam i z zawrotną prędkością poleciałam w dół. Piszczałam, krzyczałam- miałam wrażenie, że moje życie za chwilę się skończy. Byłam wręcz tego pewna. No, bo kto przeżyje uderzając o ziemię z takiej wysokości i to z taką siłą? Odpowiedź jest prosta- nikt.
- Auć! Cholera jasna! - Zaklęłam kiedy runęłam jak długa na trawę. Właściwie to nic mnie nie zabolało- moja reakcja była po prostu automatyczna. Powoli zaczynałam się o siebie martwić.
A najbardziej o swoje zdrowie psychiczne.

Rozejrzałam się i zdałam sobie sprawę z tego, gdzie wylądowałam. Wokół mnie było mnóstwo... Nagrobków? Cmentarz? Co tu się dzieje...
Jakieś 20 metrów ode mnie ujrzałam dużą gromadę ludzi. Podeszłam i zaczęłam rozpoznawać  twarze... Moi znajomi ze szkoły, nauczyciele, ciotki i wujkowie, dziadek, zapłakana mama- zaraz, dlaczego mama jest zapłakana?

 Moja siostra Annie, Patty, Susane, Harry... Widząc tego ostatniego momentalnie mój humor się poprawił. Podbiegłam do niego i przytuliłam mocno.
- Jeju, tak się cieszę, że Cię widzę! Stało się coś bardzo dziwnego... - Moment, moment. Czemu on nie odwzajemnił mojego uścisku? Spojrzałam niepewnie  w jego zielone tęczówki, w którym zobaczyłam łzy. Część z nich powoli spłynęła po bladych policzkach, a część dopiero się tworzyła.
Nie patrzył na mnie. Jakby w ogóle nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. 
- Harry... Proszę Cię! - Walnęłam go z całej siły w ramię, ale on ani drgnął. Czułam się tak, jakbym nic już dla niego nie znaczyła. Nie wiedząc co robić spojrzałam w stronę, w którą on sam kierował swój wzrok. Stanęłam jak wryta widząc niewielką trumnę stojącą przed nami. Był przy niej ksiądz, a obok niego grabarze. 
- Z prochu powstałaś, i w proch się obrócisz. - Wypowiedział do mikrofonu, w tym momencie mama wręcz zawyła z rozpaczy. Z pomocą dziadka podeszła do jednego z mężczyzn i wzięła od niego piach. Rzuciła nim o trumnę i upadła na ziemię. Wpadła w histerię, to pewne. Ale kto umarł, że tak strasznie cierpi?! 
- Mamusiu, spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - Odsunęłam się od Harry'ego i podeszłam do niej. Objęłam ją, ale ona też mnie zignorowała. 
- Mamo! To ja, Alex! Rozumiem, że cierpisz, ale nie ignoruj mnie! - Wyszeptałam, ponieważ bałam się, że głos mi się załamie. Mojego chłopaka i jego olewkę jeszcze jakoś zniosłam. Ale żeby własna matka nawet na mnie nie spojrzała? 
Nagle poczułam, jak ktoś przeze mnie przechodzi. Wiem, że to dziwaczne. Spojrzałam przed siebie i zdziwiona doszłam do wniosku, że moje odczucia były prawdziwe. Otóż, ojciec którego tak długo nie widziałam przeszedł przez moją sylwetkę i również posypał drewnianą trumnę piaskiem. Co on tu robi? I czemu poczułam się jak jakiś pojebany duch?
- Zmarłą żegnają: rodzice, przyjaciele, chłopak, nauczyciele i dalsza rodzina. Z mojej strony to wszystko. Chciałbym na koniec złożyć kondolencje najbliższym. Szczere wyrazy współczucia. Z Bogiem. - I odszedł. Z głośników ustawionych trochę dalej zaczął lecieć marsz żałobny. Grabarze podnieśli na linach trumnę i spuścili ją do grobu. Zamknęli pieczarę i ułożyli na niej mnóstwo kwiatów. Czytałam po kolei wstęgi. "Kochanej córeczce, mama." 
"Kochanej córce, tata."
"Kochanej wnuczce, dziadek." 
"Najlepszej przyjaciółce."
"Mojemu słońcu, Harry." - Co proszę? Słońcu? Przecież to mnie tak zawsze nazywał! Czyżby był ktoś inny?! Nie, błagam. Nie zniosłabym tego. 
W tym momencie jeden z mężczyzn włożył pomiędzy wieńce tabliczkę. Poczułam, że tracę grunt pod nogami.

Alex Evans
lat 17
Zginęła tragicznie 14.02.2013 r.
Spoczywaj w pokoju!

- Ja... Ja nie żyję? Jestem duchem? To moje ciało było w tej trumnie? To nad moją śmiercią płaczą Ci wszyscy ludzie?
- Owszem. Powiem Ci młoda, że trochę mi przykro. Mogłaś mieć wspaniałe życie. - Podskoczyłam i obróciłam się w bok. Tuż przy mnie stał wysoki chłopak o czekoladowych włosach i oczach. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Skąd on się tu u diabła wziął?
- Jak to możliwe, że mnie widzisz? Jesteś jakimś magikiem? I skąd możesz wiedzieć jakie byłoby moje życie? Nie znasz mnie! - Kąciki jego pełnych ust uniosły się ku górze, widać go rozbawiłam. Chyba ktoś tu ma dziwne poczucie humoru.
- Nie jestem żadnym magikiem. Jestem Aniołem. - Odparł z dumą, a ja spojrzałam na niego z politowaniem. Czy on mnie ma za idiotkę? Mógłby być bardziej poważny, w końcu znajdujemy się na moim pogrzebie! 
A może to tylko sen? Głupi, realistyczny koszmar? 
- Wiem, że byłabyś szczęśliwa z tym lokatym chłopakiem. - Wskazał palcem na Harry'ego, który stał w tym samym miejscu co wcześniej. Patrzył się tępo w zdjęcie, które zapłakana Annie kładła właśnie obok tabliczki. Miałam wrażenie, że Hazz zaraz rozpadnie się na milion kawałeczków. Wyglądał w tym momencie jak jedno, wielkie nieszczęście. 
- Strasznie Cię kochał. - Dodał ten dziwny gościu, przez co znowu zachciało mi się szlochać. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas. Chciałabym móc przytulić się do niego tak, jak kiedyś. Chciałabym żeby znowu pocałował mnie tak, aby zakręciło mi się z wrażenia w głowie. Chciałabym żyć.
- Jak to się stało? - Spytałam ledwo słyszalnie. Dlaczego nie pamiętam jak skończyło się moje życie? Jakby urwał mi się film.
- Jak umarłaś? Jechaliście z niezbyt mądrą prędkością, nie miałaś zapiętych pasów. Wjechała w Was ciężarówka. Zostałaś zmasakrowana, zginęłaś na miejscu. - Odpowiedział bez cienia wątpliwości. - Jemu nic specjalnego się nie stało, ponieważ to w Twoją część auta walnęło. Poza tym on był zapięty. Jedyny mądry... - Westchnął teatralnie, a ja stałam jak osłupiała.
- Naprawdę jesteś Aniołem? - Wciąż nie mieściło mi się to w głowie.
- Oczywiście. Mam na imię David. Przyszedłem, żeby zabrać Cię do Nieba. - Ja do Nieba? Czy on oszalał? 
- Nie oszalałem. - Fajnie wiedzieć, że czyta mi w myślach. - Byłaś dobrą osobą. Nie ma powodu żebyś szła do Czyśćca. 
- Ale... Przecież ja chciałam ze sobą skończyć. - Wyszeptałam i wlepiłam w niego swój przestraszony wzrok. 
- Zostało Ci to wybaczone. Miałaś trudne początki w swoim życiu. Dlatego między innymi spiknęliśmy Cię ze Styles'em. Byliście sobie pisani. Logiczne było, że będąc z nim Twoje myśli samobójcze odejdą w niepamięć. Jednak nie sądziliśmy, że zginiesz w wypadku. Nie było to zaplanowane. Miałaś umrzeć w starości. - Odniosłam wrażenie, że powinno się mnie zawinąć w kaftan bezpieczeństwa i wywieźć do zakładu psychiatrycznego. Gadam sobie z gostkiem, który twierdzi, że jest z Nieba. Jestem na swoim własnym pogrzebie. Rozmawiam o tym, jak miało potoczyć się moje życie. Szpital potrzebny od zaraz.
- Nie traćmy czasu, Alex. - Ponaglił mnie, ale ja jeszcze nie chciałam odchodzić. Niepewnie podeszłam do Harry'ego, który stał obok mojej zapłakanej mamy i zaciskał ręce w pięści. Mimo, iż nie mógł nic poczuć ustawiłam się przed nim i delikatnie musnęłam jego wargi. Ostatni raz wtuliłam się w niego jak małe dziecko. Nie wierzyłam, że już nigdy nie będzie mi dane poczuć ciepła bijącego z jego ciała. 
- Kocham Cię. Zawsze będę. - Powiedziałam i pogłaskałam go po policzku. Zdziwiłam się, ponieważ kiedy dotknęłam jego skóry wstrząsnął nim dreszcz. 
- Co ja zrobiłem... - Zawył i schował twarz w obie dłonie. Gdybym mogła, to sama również bym szlochała. Tak bardzo chciałam tu z nim zostać. 
- Co zrobiłeś? Ja Ci powiem gnojku! Zabiłeś moje dziecko! - Wrzasnęła nagle moja mama i rzuciła się na niego z pięściami. Zdziwiona przyglądałam się tylko jak ojciec odciąga ją od Harry'ego i przytula. 
- Ciii, spokojnie. Obwinianie go nie ma sensu. Chodźmy do domu, Caroline. - Ostatni raz spojrzeli na grób i odeszli. Reszta ludzi także się porozchodziła. Obok mnie został jedynie zniecierpliwiony David, Susane, Patty i mój Harry... Poprawka- już nie mój.
- To ja powinienem leżeć 2 metry pod ziemią, nie ona. - Jęknął cicho i spuścił głowę. Dziewczyny przytuliły go, każda po kolei. Widać nie chciały, by moje największe szczęście całkowicie się załamało.
- Hazz, nic już nie zrobimy. Alex już nie ma. - Szepnęła Patt i sama również się rozpłakała. Stojąca obok Susane wyła jak małe dziecko. Nie mogłam na to patrzeć.
- Chodźmy stąd. Błagam. Nie mogę patrzeć na tą tablicę. - Powiedziała ciemnowłosa i pociągnęła blondynkę za rękę. Razem wolnym krokiem ruszyły w kierunku wyjścia, a Harry wciąż tu był. Spoglądałam na niego jak zahipnotyzowana.
- Tak strasznie przepraszam. - Wychlipał i wyjął z kieszeni srebrny naszyjnik. Skądś go kojarzyłam.
- Nie płacz. Proszę, nie płacz. - Wiedziałam, że i tak nie ma prawa mnie usłyszeć, ale mimo wszystko się odezwałam. Chłopak położył wisiorek na płycie nagrobnej w miejscu, gdzie akurat nie leżały kwiaty. Na koniec przejechał palcami po moim zdjęciu i w milczeniu odszedł w kierunku dziewczyn. Szybko skoczyłam bliżej grobu i przyjrzałam się naszyjnikowi lepiej. Widząc napis "Always&Forever" jęknęłam i wróciłam do Davida.
- Możemy iść. - Szepnęłam. Nie miałam już sił by patrzeć na swoją fotografię położoną na wieńcu pogrzebowym.
- A la fin. - Zapodał po francusku i pstryknął palcami. Świat wokół nas zawirował. I znowu zapanowała ta cholerna ciemność.

_______

Dziękuję tym, którzy w jakiś sposób pomagają mi rozsławić to opowiadanie. ;) 
W najbliższym czasie dodam dla Was specjalną zakładkę, tam zareklamuję Wasz blogi.
Ogólnie to nie sądziłam, że ludziom to opowiadanie się tak spodoba. Jesteście wielcy! <3



czwartek, 23 maja 2013

Chapter First


Zapamiętaj-jutra nie będzie!
Liczy się teraz więc, dziś nie gubimy chwil.
Na karuzelach kręci nas życie.
Masz tylko moment dziś, więc kochaj albo giń!


14 luty 2013 

- Aleeex! Harry już przyszedł! - Usłyszałam wołanie mamy i stanęłam po środku pokoju jak wryta. Jak to już? Jak to już?! Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, wskazywał godzinę 15:45. 
Przecież umówiliśmy się na 16:00... Czy on zgłupiał? Zawsze się spóźnia, a teraz przyjechał sobie wcześniej. I to ile wcześniej!
- Moment! Niech poczeka w aucie, ja zaraz przyjdę! - Odkrzyknęłam i pędem rzuciłam się w stronę szafy. Wygrzebałam z niej beżową bluzkę z sercem, dopasowane do jej koloru trampki oraz czarne rurki. Szybko założyłam to na siebie i przejrzałam się w lustrze. Nie jest źle. 

Poszłam do łazienki, gdzie rozczesałam ciemne włosy opadające na ramiona. Nałożyłam na twarz odrobinę podkładu, a rzęsy pociągnęłam mascarą. Na usta nałożyłam malinową pomadkę. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia stwierdzając, że wyglądam naprawdę okej. 

Wróciłam do mojego królestwa i widząc, że zostało mi 5 minut pomaszerowałam do hall'u i wyciągnęłam z garderoby czarny płaszcz. Pospiesznie go założyłam chcąc jak najszybciej zobaczyć się z Harry'm. Szyję oplotłam jeszcze grubym jasnym szalikiem. Złapałam torebkę, która leżała na komodzie i już miałam wychodzić, kiedy do pomieszczenia wparowała mama. 
- Tylko uważajcie na siebie. - Powiedziała dziwnie niespokojnie. Spojrzałam na nią zdezorientowana, a ta tylko pokręciła głową na boki. 
- Ehh, miałam okropny sen. To dlatego jestem taka przewrażliwiona. No, idź do niego, bo jeszcze uschnie. - Uśmiechnęłam się szeroko i ucałowałam ją w policzek. Otworzyłam drzwi i wyszłam na świeże powietrze. Od razu dopadł mnie chłodny wietrzyk, który na nieszczęście rozwalił mi fryzurę. 
- Niech to szlag. - Mruknęłam i przeczesałam palcami grzywkę, której kosmyki wiatr ułożył w 4 strony świata. 
- Wyrażaj się. - Usłyszałam i aż podskoczyłam. Odwróciłam się w stronę, z której dobiegł mnie męski głos. Nie zdążyłam nic powiedzieć, ponieważ Harry natychmiast złączył nasze usta w pocałunku. Nogi jak zwykle zrobiły mi się jak z waty, dlatego ucieszyłam się czując na biodrach jego ciepłe dłonie, które stanowczo mnie podtrzymywały. Przywarłam do niego całym ciałem poprzez objęcie jego szyi rękoma. Jedną z nich wplotłam w ciemne loki, którymi tak uwielbiałam się zawsze bawić. Chłopak zamruczał cicho, co odebrałam jako pozytywną reakcję na czynności, które wykonywałam.
Boże, ja naprawdę go kocham. Nigdy w życiu nie żywiłam do nikogo uczuć tak wielkich jak do Harry'ego. Odnoszę wrażenie, że to on jest tym jedynym, że to on jest mi pisany. Czuję, że to z nim chciałabym spędzić resztę życia. W końcu to dzięki niemu moje życie się zmieniło. Wreszcie przestałam myśleć o śmierci, samobójstwie. Wreszcie szczerze się uśmiecham. Wreszcie jestem szczęśliwa! 
- A Ty mnie nie strasz. - Odparłam odsuwając swoje wargi od jego. Lokers zaśmiał się cicho i położył mi palec na ustach. Zdziwiona jego zachowaniem uniosłam jedną brew ku górze. 
- Zawsze musisz odpyskować? Ja przyjechałem do Ciebie z życzeniami, a Ty taka niemiła. 
- Nie mam dziś urodzin. - Stwierdziłam z udawaną kpiną w głosie, przez co jeszcze bardziej go rozśmieszyłam. 
- Ale MY mamy swoje święto. W dodatku są Walentynki! - Wykrzyknął entuzjastycznie i niebezpiecznie zmniejszył odległość pomiędzy naszymi twarzami.
- Więc, wszystkiego najlepszego kochanie. - Wyszeptał i bardzo delikatnie musnął moje wargi. Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Niedorzeczne, powinnam się już przyzwyczaić do jego obecności. Jesteśmy ze sobą pół roku. A on cały czas działa na mnie tak samo. 
- Chodź, bo Twoja mama uzna, że lepiej będzie jeśli zostaniesz z nią w domu. - Zachichotałam i ruszyłam w stronę Range Rover'a, który zaparkowany był pod furtką. 

[...]

- Styles, gdzie Ty mnie do diabła ciężkiego prowadzisz? - Bardziej warknęłam niż powiedziałam. Byłam mocno zirytowana, ponieważ szliśmy przez ciemny las już dobrą godzinę. 
- Zobaczysz Evans. Jesteśmy prawie na miejscu. - Odparł i uśmiechnął się szeroko. Ja już znam to jego "prawie". 
- Jeśli nie dojdziemy tam w ciągu najbliższych pięciu minut to wracam do domu. 
- Nie masz jak. - Pokazał mi język, przez co wywróciłam oczami. 
- Nie mądrzyj się, bo Ci zaraz...
- Jesteśmy! - Wykrzyknął i objął mnie ramieniem. Rozejrzałam się i spostrzegłam, że dotarliśmy na jakąś polanę. Nie widziałam tu niczego nadzwyczajnego, dopóki Harry nie przekręcił mnie w bok. Wtedy moje źrenice momentalnie rozszerzyły się z wrażenia. 
- Wow... - Wyrwało mi się, przez co chłopak jeszcze bardziej się rozpromienił. Przed nami była ogromna skałka, na której ktoś- najprawdopodobniej sam Harry ułożył malutkie świeczki. I to nie byle jak, bo w kształt serca. 
- Hazz, dziękuję! - Powiedziałam cicho i zarzuciłam mu ręce na szyję. Wtuliłam się w niego jak mała dziewczynka, która czuje, że jest najszczęśliwszą osobą na świecie. 
- Nie ma za co. - Odparł i podniósł mój podbrudek do góry zmuszając mnie do spojrzenia mu w oczy. Momentalnie utonęłam w tej niesamowitej zieleni, zieleni jakiej jeszcze nigdy u nikogo nie spotkałam. 
Zieleni, w której się zakochałam. 
- Jest. - Czułam się tak, jakby tymi swoimi oczami oglądał moją duszę. Duszę, która kiedyś chciała za wszelką cenę zniknąć z tej planety. Duszę, która teraz nie dopuszcza już do siebie w ogóle takich myśli. Oraz myśli, których tematem numer jeden jest sam on. To było dziwne, nawet bardzo. 
- Ale to nie wszystko. - Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej malutkie pudełeczko. Zdezorientowana nie wiedziałam o co chodzi. 
- Chyba nie zamierzasz mi się oświadczyć? - Spytałam, czym kolejny raz dziś go rozbawiłam. Pokręcił głową i spróbował to coś otworzyć.
- Jeszcze nie dzisiaj. - Widziałam, że mówiąc to jego oczy aż zabłysły. Poczułam, że mój puls zaczyna być nierównomierny, a policzki stają się czerwone. 
- Odwróć się i odgarnij włosy. - Zrobiłam jak kazał. Po chwili poczułam na szyi zimny naszyjnik. Puściłam brązowe pasma i złapałam za srebrny medalik. 

"Always&Forever"

- Harry, to.. To jest przepiękne! - Wykrztusiłam z siebie i po prostu go pocałowałam. Od razu to odwzajemnił. Czułam się jak w jakiejś bajce. Bajce, w której oczywiście jest happy end. Po chwili oderwaliśmy się od siebie- w końcu musieliśmy zaczerpnąć powietrza. 
W milczeniu usiedliśmy oparci o skałę, na której wciąż paliły się świece. Oboje patrzyliśmy w niebo, które było tego popołudnia, a raczej wieczoru przepiękne. Idealnie było widać gwiazdy. 
- Jak znalazłeś to miejsce? - Spytałam nagle przerywając tym samym tą ciszę. 
- Trafiłem tu kiedyś przez zupełny przypadek. Zapomniałem o tym, przypomniałem sobie dopiero kiedy zacząłem zastanawiać się, gdzie by Cię dzisiaj zabrać. Nie chciałem jechać znowu do kina czy do restauracji, więc wykminiłem to. - Zrobiło się zimno, ale nic dziwnego- jest połowa lutego. Zadrżałam, co chłopak oczywiście zauważył. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Od razu zrobiło mi się cieplej. 
- Wiesz co, nigdy Ci tego nie mówiłem. Zbzikowałem na Twoim punkcie. Jeszcze się nie zdarzyło, by jakaś dziewczyna tak zakręciła mi w głowie. - Uśmiechnęłam się zawstydzona i oparłam głowę na jego ramieniu. Strasznie miło było usłyszeć, że nie tylko on sprawił, że zwariowałam. 
- Kocham Cię Alex. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Długo myślałem nad tym, co do Ciebie czuję. I wiem, że nie jest to tylko głupie zauroczenie. - Pocałował mnie w czubek głowy i odgarnął z twarzy niesforne kosmyki włosów. Uśmiechnęłam się czując jego malinowe usta na sobie i powiedziałam.
- Ja też Cię kocham, Harry. - Uśmiechnęłam się szeroko zadowolona z tego, że te słowa przeszły mi przez gardło tak łatwo. Znowu nastała cisza, ale nie była ona męcząca. Po kilku minutach przerwał ją loczek. Spojrzał na zegarek i wyraźnie zasmucony mruknął.
- Wracajmy. Już późno. - Podniósł się z ziemi i wyciągnął do mnie rękę. Chwyciłam się jej i dzięki temu bez problemu wstałam. Wtuleni w siebie ruszyliśmy w stronę samochodu, który zostawiliśmy przy drodze.

[...]

- Hahahahaharry, nie mogę z Tobą! - Nie potrafiłam się uspokoić, ten chłopak zachowywał się jak ostatni dureń. 
- No co? Przecież lubisz łaskotki! - Odpowiedział i zaśmiał się równie głośno jak ja. Byliśmy właśnie w drodze do domu. 
- Styles, jeśli się w tej chwili nie ogarniesz to przysięgam, że wyprostuję Ci te loki! - Krzyknęłam i to o dziwo podziałało. Wziął ode mnie swoją rękę i włączył radio. Akurat leciała piosenka "Just the way you are",  co bardzo Harry'ego ucieszyło. Włączył się do Bruno Mars'a, przez co miałam w aucie mały walentynkowy koncert. Prywatny koncert jednego z członków One Direction. Muszę przyznać, że cholernie podobało mi się wykonanie mojego chłopaka, ale to chyba nikogo nie zdziwi. Przecież ma wspaniały głos. 
- Cause you’re amazing
 Just the way you are! - Wyśpiewał i cmoknął mnie w usta. Zaśmiałam się i w tym momencie usłyszałam donośne trąbienie. Zdziwiona spojrzałam przed siebie i ujrzałam ciężarówkę, która swoimi światłami oślepiła nas całkowicie. Harry krzyczał, przeklinał i próbował zjechać z pasa- na próżno.
- Ja... Ja przepraszam, Alex! - Wystraszony spojrzał na mnie i kiedy spostrzegł, że nie mam zapiętych pasów cały zesztywniał. Wrzeszczał, nakazywał mi się zapiąć, ale ja byłam tak oszołomiona, że nic do mnie nie docierało. Nie mogłam się ruszyć.
- Alex kurwa! Zapnij te cholerne pasy! - W tym momencie poczułam, że całe moje ciało zostało rozerwane na kawałki. Bólu jaki mną wstrząsnął nie opiszą żadne słowa.

Jednak po chwili minął. Nastała ciemność.

______

Mam nadzieję, że rozdział jest znośny i ładnie go skomentujecie :)
Ogólnie to chciałabym to opowiadanie jakoś rozsławić, już zanim na dobre jego akcja się rozkręci. Jeśli ktoś jest miły i mógłby mi pomóc, to niech wspomni na swojej stronce o tej historii. Oczywiście odwdzięczę się tym samym! ;)

niedziela, 19 maja 2013

Prologue

Wyobraź sobie, że jesteś zwykłą, szarą dziewczyną. Chodzisz uśmiechnięta i zgrywasz szczęśliwą, lecz tak naprawdę w środku myślisz, że nie powinno Cię tutaj być. Uważasz, że Twoje życie na tym świecie nie ma większego sensu. Nic się nie klei. Nic oprócz znajomych Cię tu nie trzyma. Najchętniej rzuciłabyś się pod najbliższy pociąg, jaki przyjedzie na stację. Jednak z jakiegoś powodu tego nie robisz. Z trudem, ale się powstrzymujesz. Mówisz sobie, jeszcze przyjdzie taki czas, że będzie lepiej, że ktoś nada Twojej egzystencji na Ziemi sens... 
I bach! 

6 sierpnia 2012. Dzień, w którym wszystko się zmienia. Pojawia się osoba, która staje się dla Ciebie wszystkim. Myśli samobójcze odchodzą w niepamięć. Wreszcie jesteś szczęśliwym człowiekiem. Człowiekiem, który znalazł swoją drugą połowę. 
Ale nic nie może trwać wiecznie, prawda? 

14 luty 2013. Dzień, który ma być jednym z lepszych w Twoim życiu. To właśnie tego dnia słyszysz, że "Twój Świat" naprawdę jest w Tobie zakochany. To właśnie tego dnia macie swoje święto. To właśnie tego dnia sama wyznajesz tej osobie swoje uczucia. Nie jest to pierwszy raz, ale dopiero teraz jest to naprawdę poważne i zobowiązujące. 
Dobre chwile mijają jednak szybko, czas wracać do rzeczywistości. Wracacie do domu. Jesteś tak rozanielona, że z entuzjazmu zapominasz o pasach bezpieczeństwa. Droga do miasta z pozoru jest spokojna. Włączacie radio. Śpiewacie. Śmiejecie się. Obsypujecie się pocałunkami. Jak w bajce.
Ale nagle słyszysz trąbienie z naprzeciwka. Patrzysz w tamtą stronę i widzisz światło padające prosto na Ciebie. Światło, które się zbliża. Twój ukochany krzyczy, próbuje zjechać z pasa. Oślepiające reflektory sprawiają, że traci całkowicie panowanie nad kierownicą. Samochód, a dokładniej mówiąc ciężarówka wjeżdża z impetem prosto w Wasze auto. 

"Ja.. Ja przepraszam!"

Słyszysz i czujesz, że coś rozrywa całe Twoje ciało. Masz wrażenie, że Twojej sylwetki już nie ma. Są tylko strzępki mięsa i tryskająca na wszystkie strony krew. Po chwili ból całkowicie ustępuje. 
Następuje ciemność. 

Teraz odpowiedz sama sobie. Co zrobiłabyś wiedząc, że właśnie straciłaś swój sens życia? Osobę, która znaczyła dla Ciebie więcej, niż ktokolwiek inny? Co zrobiłabyś patrząc z perspektywy widza na swój własny pogrzeb? A co zrobiłabyś widząc, jak Twoi rodzice i przyjaciele obwiniają o Twoją śmierć osobę, którą kochałaś nad życie? 


A co byś zrobiła będąc na jego miejscu? Co zrobiłabyś wiedząc, że mogłaś swoją ukochaną osobę uratować? Co zrobiłabyś wiedząc, że wszyscy Cię znienawidzili? 
A co zrobiłabyś wiedząc, że już nigdy nie zobaczysz człowieka, dla którego bije Twoje serce?

________

Witam na moim nowym blogu :) Liczę, że zdobędzie on więcej czytelników niż poprzednie. Mam na niego naprawdę fajny pomysł. Myślę, że wszystkim się spodoba! :D
Niebawem opublikuję tu też zwiastun.