There's nothing left I used to cry,
My conversation has run dry,
That's what's goin' on,
Nothing's fine. I'm torn...
I'm all out of faith,
This is how I feel,
I'm cold and I'm shamed,
Lying naked on the floor.
Illusion never changed,
Into something real...
Perspektywa Harry'ego...
Ona nie żyje.
Ona naprawdę zginęła.
Jej już nie ma.
Alex już nie ma.
MOJEJ Alex już nie ma.
- Co ja zrobiłem?! - Zawyłem i kolejny raz tego dnia uroniłem łzy. To było silniejsze ode mnie. Straciłem sens swojego i tak wystarczająco popieprzonego życia. Straciłem Alex. Na zawsze.
Już nigdy się nie spotkamy. Już nigdy nie zobaczę jej szerokiego uśmiechu. Już nigdy nie popatrzę w jej niesamowicie niebieskie oczy. Już nigdy nie zobaczę radości, jaką wywoływała u niej sama moja obecność.
Już nigdy nie będzie mi dane się do niej przytulić. Już nigdy jej nie pocałuję. Już nigdy jej nie rozśmieszę, nigdy jej nie zezłoszczę. Już nigdy z nią nie będę.
Już nigdy nie będę szczęśliwy.
Wszedłem do parku i wzrokiem zacząłem szukać jakiejś wolnej ławki. Nie chciałem wracać do mieszkania, jeszcze nie teraz. Wiąże się z nim za dużo wspomnień. Mam tam zbyt wiele rzeczy należących do Alex.
Zauważyłem idealne miejsce, które znajdowało się na uboczu. Osoba, która zbytnio nie rozgląda się po parku zapewne w ogóle go nie widzi. I bardzo dobrze.
Pomaszerowałem w tamtą stronę i nadal zdenerwowany usiadłem. Odchyliłem głowę do tyłu i przymknąłem delikatnie oczy, aby światło słoneczne tak bardzo mnie nie raziło. Wziąłem głęboki oddech i spróbowałem się choć trochę uspokoić. Jednak nic to nie dało. Moje myśli ciągle krążyły wokół Alex i wypadku.
Gdybym nie robił z siebie takiego debila, to ona siedziałaby teraz obok mnie. Śmialibyśmy się w najlepsze, właściwie nie wiadomo z czego. Spacerowalibyśmy trzymając się za ręce i nie myślelibyśmy o niczym ważnym, o niczym smutnym.
Ale nie, ja musiałem dostać jakiegoś cholernego napadu, przez który zdarzył się ten wypadek. To moja wina, że ślęczę tutaj sam, a nie z nią u boku.
To ja powinienem leżeć dwa metry pod ziemią, nie ona. Przecież to ja jechałem nieostrożnie. Alex niczemu nie zawiniła. To nie ona prowadziła, nie ona straciła panowanie nad kierownicą.
- Styles, jesteś do niczego. Zabiłeś własną dziewczynę. - Powiedziałem sam do siebie. Otworzyłem oczy i spojrzałem niepewnie w niebo. Dzisiejszego dnia o dziwo było praktycznie bezchmurne. Totalnie nie odzwierciedlało mojego depresyjnego nastroju.
Zacząłem się zastanawiać nad tym, gdzie teraz jest dusza Alex. Nigdy nie byłem osobą praktykującą religijnie, ale miałem w tej chwili nadzieję, że jeszcze kiedyś się z nią zobaczę. Że jeszcze kiedyś dane mi będzie ją przeprosić, powiedzieć co czuję.
A teraz naszła mnie jeszcze inna myśl. Może po prostu ze sobą skończyć?
Nie czekając ani chwili dłużej podniosłem się z ławki i pospiesznie ruszyłem w kierunku luksusowego apartamentowca, w którym od jakiegoś czasu mieszkałem. Na szczęście nie miałem daleko. Już po kwadransie stałem w windzie, która wiozła mnie na dziesiąte piętro. Czułem, że po czole spływają mi pojedyncze krople potu, a ręce nienaturalnie drżą. Oszalałem, naprawdę postradałem zmysły. Chcę się zabić. Jak zwykły tchórz. Jak tchórz, który chce uciec od konsekwencji swoich idiotycznych czynów. Żeby tylko nie cierpieć. Żeby tylko się nie obwiniać.
Jestem tchórzem, przyznaję. Nie mam siły żyć z tak wielkim poczuciem winy. Nie mam siły żyć bez Alex. Pustka, jaką po sobie zostawiła w moim sercu jest zbyt wielka. Niczym nie da się jej zapełnić, dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ze sobą skończyć. Patty, Susane czy chociażby mama Al nie będą musiały już na mnie patrzeć. Winny tej tragedii skończy tam, gdzie powinien. W grobie. Tak, tam jest moje miejsce.
Wyszedłem z windy i powolnym krokiem skierowałem się do mieszkania. Wyjąłem z kieszeni płaszcza klucze i otworzyłem nimi drzwi. Bez zdejmowania butów pobiegłem do salonu, gdzie znajdował się porządnie zapełniony barek. Wystawiłem na stolik dwie butelki whiskey i przemaszerowałem do łazienki. Zgarnąłem z szafki apteczkę z lekami i wróciłem z nią do pokoju. Jestem gotowy... Co ja mówię! Na to nie da się być gotowym!
- Nie mogę ich tak zostawić bez pożegnania... - Mruknąłem pod nosem i złapałem za kartkę leżącą na ławie obok butelek i długopis, który znajdował się nie wiadomo czemu na kanapie.
Chłopaki!
Przepraszam. Nie potrafię żyć z myślą, że to przeze mnie Alex zginęła. Wiem, że zachowuję się jak egoista, ale te myśli mnie przytłaczają.
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Harry xx
Pisząc to łzy same ciekły mi po policzkach. Przed oczami stanęli mi Niall, Zayn, Liam i Lou, którzy smutni znajdują mnie martwego. Nie, nie mogę teraz o tym rozprawiać! Nie mogę się rozmyślić!
- Nie zachowuj się jak baba, Styles. Zaraz to wszystko się skończy. - Otworzyłem butelkę z alkoholem i postawiłem ją bliżej siebie. Z pudełeczka wyciągnąłem tabletki nasenne- pozostałości po częstym nocowaniu tutaj Alex. Wysypałem wszystkie na rękę i wziąłem kilka głębokich wdechów.
- Ugh, no dajesz. Raz, dwa, trzy. - Niewiele myśląc wpakowałem całą garstkę leków do ust i kiedy chciałem zapić je wódką, drzwi wejściowe się otworzyły, a w nich stanął wystraszony Niall. Widząc co robię podbiegł do mnie i wyrwał mi butelkę z ręki. Odstawił ją na stół i zaczął się drzeć.
- Zwariowałeś?! Wypluj to! Natychmiast! - Wiedziałem, że nie pozwoli mi teraz ze sobą skończyć. Posłusznie wyrzuciłem z siebie to świństwo na blat stolika. Dopiero teraz poczułem, jakie ohydne tabletki miałem w buzi. Skrzywiłem się czując smak, który drażnił mój język.
- Harry błagam powiedz, że nie chciałeś się zabić! Proszę. - Wyszeptał blondyn ze łzami w oczach. Nie mogłem patrzeć na jego rosnącą histerię.
- Niall, ja... Ja sobie bez niej nie daję rady. - Powiedziałem i przytuliłem się do niego tak, jakbym był małym chłopcem, a on moim tatą. Potrzebowałem ciepła i obecności kogoś, kto jest mi bliski.
- Ale to nie powód do samobójstwa! - Krzyknął i przygarnął mnie mocniej do siebie. Nie wytrzymałem i zacząłem szlochać gorzej niż na pogrzebie. Musiałem wyrzucić z siebie cały żal, jaki tlił się w moim sercu. A był on naprawdę wielki.
- Obiecaj, że już nigdy tego nie zrobisz. - Wychrypiał i złapał moją twarz w obie dłonie. Zmusił mnie do kontaktu wzrokowego- wie, że nie umiem kłamać patrząc prosto w oczy. Westchnąłem cicho.
- Niall...
- Obiecaj! - Był tak zdenerwowany, że podniósł głos. A to nie zdarzało się często.
- Obiecuję. - Wyszeptałem i oparłem głowę o jego klatkę piersiową. Wtuliłem się w miękką, fioletową bluzę, jaką miał na sobie i spróbowałem się uspokoić. Nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Jednak chłopakowi się udawało. Kiedy trochę się opanował zaczął mnie delikatnie kołysać. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
___________
To jedna z niewielu perspektyw Harry'ego jakie ukażą się na tym blogu.
Wiem, że mi nie wyszła. Ale to dlatego, że chciałam by była jak najbardziej emocjonalna, a ja (w sumie to na szczęście) nie przeżyłam straty ukochanej osoby, w moim przypadku chłopaka. Trudno było mi opisywać te trudne chwile w jego życiu, tak samo jak próbę samobójczą. To było jeszcze gorsze, bo sama nigdy nie miałam takich myśli.
Dziękuję za każdy komentarz! <3 Nawet nie wiecie jak mi miło kiedy czytam, że mój pomysł się Wam podoba, że dobrze piszę. :)